Inspirujemy do aktywnego spędzania czasu poza domem na własną rękę lub z wartymi polecenia organizatorami.

Albańskie rozpoznanie offroadowe

Albańskie rozpoznanie offroadowe
Pokaż to swoim znajomym

Nie zmęczyć się, a dużo zwiedzić i mieć z tego fun. Czy to możliwe? Tak! Sposób: samochody terenowe, dobre towarzystwo i zakamarki Europy.

Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - Alpy Albańskie (Góry Przeklęte) (fot. Krzysztof Grabowski)

 

 

Po powrocie z wyprawy samochodami terenowymi po Albanii, w uniesieniu i zachwycie jeden z kolegów napisał na tablicy Facebooka: „Pokonaliśmy prawie 4200 km poprzez Polskę, Słowację, Węgry, Serbię, Macedonię, Albanię i Czarnogórę. Autostradami, drogami i dróżkami, bezdrożami i krętymi serpentynami, po szutrze, kamieniach, piasku i wodzie. Pomimo żaru lejącego się z nieba, kurzu i promili we krwi udało nam się dostrzec piękno tego małego i jeszcze nieodkrytego kraju. Albańska przyroda przytłacza swym pięknem, góry swym ogromem, a woda urzeka swym kolorem. W kraju starych Mercedesów, pysznych serów i piwa Tirana jeszcze wiele można, choć pewnie wraz z rozwojem masowej turystyki się to zmieni, wiec śpieszcie odwiedzić ten malutki kraj leżący gdzieś na skraju Europy, bo naprawdę warto.” Trudno się z taką opinią nie zgodzić.

Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - mapa przejazdu (fot. Krzysztof Grabowski)

W lipcu 2012 roku odwiedziłem Albanię już trzeci raz. Gdy mówię znajomym, gdzie jadę lub opowiadam po powrocie gdzie byłem, zwykle spotykam się ze zdziwieniem i zapytaniami czy się nie boję i czy tam jest bezpiecznie. Wybierając się do kraju bunkrów i mercedesów pierwszy raz miałem lekkie obawy, bo nie wiedziałem, co mnie tam czeka. Wokół państwa zamkniętego, odciętego od świata przez wiele lat narosło sporo mitów. Do tego różne głosy, jakie do mnie docierały o albańskiej mafii i ludziach penetrujących góry z bronią w ręku odbierały argumenty przemawiające za pomysłem na wyjazd. Obawy okazywały się na miejscu za każdym razem bezpodstawne. Ostatecznie okolicę jeziora Szkoderskiego, miasta Szkodry i granicy z Czarnogórą odwiedziłem dwukrotnie na rowerze (zobacz: Albania. 3 dni w piekle). Trzeci raz natomiast spenetrowaliśmy wraz ze znajomymi niemal cały kraj samochodami terenowymi, pokonując po nim 1.700 km. Zwiedziłem prawie wszystkie najciekawsze miejsca począwszy od granicy z Macedonią nad przepięknym jeziorem Ohryd i Prespa, przez wybrzeże morza Jońskiego sięgające po Grecję, następnie riwierę nad Adriatykiem, aż po majestatyczne, groźne, lecz urokliwe i trudnodostępne Alpy Albańskie, zwane Górami Przeklętymi (Prokletije). W każdym zakamarku czułem się bezpiecznie, a napotykani ludzie nie byli inni, jak niezmiennie życzliwi. Podróżując na własną rękę można spotkać się z niesfornymi dzieciakami pochodzenia cygańskiego, ciągnącymi za ręce i proszącymi o pieniądze lub z masą łusek z broni palnej na dzikim wybrzeżu i w górach. Można też usłyszeć w nocy strzały z broni, ale w żaden sposób nie przekłada się to na realne niebezpieczeństwo dla podróżujących.

Permanentnie preferujemy i popieramy wszelkie wyprawy organizowane na własną rękę. Cóż takiego się więc stało, że tym razem pojechaliśmy z ekipą organizującą podobne eskapady dla turystów. Otóż ekipa Heerro.com, bo o nich mowa, ma w swojej ofercie ekstremalne wyjazdy offroadowe po bezdrożach i górach w różnych miejscach Europy i nie tylko. Nowością w ofercie jest Albania, co wymagało wyjazdu rozpoznawczego. Taki właśnie był przejazd, do którego dołączyliśmy z zadaniem udokumentowania fotograficznego. Poza tym wyznaczyliśmy ślady GPS, rozpoznaliśmy możliwości noclegowe na dziko, rozpoznaliśmy ceny i atrakcyjność miejsc – gdzie warto pojechać, a co ominąć. Z tego powodu wyprawa była dla nas dziewicza, częściowo improwizowana, prowadzona na bieżąco z dnia na dzień wg jedynie z grubsza nakreślonego wcześniej planu.

Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - dziki nocleg na plaży (fot. Krzysztof Grabowski)

Z drugiej strony patrząc, nawet wyjazdy organizowane przez osoby trzecie, w których uczestnicy aktywnie biorą udział, mają wpływ na kształt wyprawy i od nich zależy wiele sytuacji na miejscu, zamiast gęsiego podążać za uniesioną w górę kolorową parasolką przewodnika, dodają doświadczenia i mogą być dobrym punktem startu do późniejszych w 100% własnych wypraw i podróży. Zawsze warto nabierać doświadczenia czerpiąc wiedzę i podpatrując fachowców. W dziedzinie wypraw terenowych nasze doświadczenie jest praktycznie zerowe, dlatego przygoda albańska przypadła nam do gustu. Niezapomnianym dniem było prowadzenie samochodu terenowego przez kilka godzin dokładnie po tej samej trasie, z którą rok wcześniej przez 2 dni w upale i kurzu z ciężkimi sakwami zmagaliśmy się na rowerach. Jakże różne staje się postrzeganie przebytej trasy, nachylenia drogi, oceny nierówności nawierzchni i długości przemierzanego odcinka. Różne punkty widzenia (a właściwie siedzenia) pozwalają w odmienny sposób oceniać podróż.

Wróćmy do Albanii. Szkiperia, bo tak nazywają swój kraj Albańczycy, jest jednym z ostatnich lub dosłownie ostatnim „dzikim” państwem Europy. To znaczy prawie takim, jakie było wiele lat temu, za panowania Envera Hodży. Przy niemal każdym gospodarstwie napotkamy betonowy grzybek – bunkier i prawie każdy obywatel, którego stać na samochód, posiada Mercedesa, a na prowincji powszechne są osiołki. Jednak obraz kraju zmienia się diametralnie i bardzo szybko. Na potęgę powstają nowe asfaltowe drogi, a na wybrzeżu, jak grzyby po deszczu rosną hotele. Póki co, stoją prawie puste, bo wydaje się, że miejsc noclegowych jest więcej niż chętnych do skorzystania. Z tego powodu ceny są niskie. Na wsi, gospodarz, chociaż jedzie na osiołku, to w ręku trzyma telefon komórkowy, a pola kampingowe zaczynają przybierać europejski wygląd i standard – kamping nad jeziorem Szkoderskim prowadzi rodowita Brytyjka.

Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - nocleg na zamku w Kruji (fot. Krzysztof Grabowski)

Tymczasem w Albanii jeszcze można prawie wszystko – wjechać autem na dziką plażę z turkusową wodą lub przedrzeć się wąskimi brukowanymi uliczkami na szczyt miasta Kruja do zamku bohatera narodowego Skanderberga i tam biwakować pod namiotami. Albania jest członkiem NATO i kandydatem do Unii Europejskiej. I chociaż specjaliści twierdzą, że podnoszenie się z upadłości gospodarczej do takiego poziomu, który pozwoliłby wejść w struktury UE może trwać nawet kilkanaście lat, to jest pewne, że Albania z roku na rok zacznie tracić swój specyficzny, niepowtarzalny klimat i prowincjonalny, naturalny urok na rzecz powszechnie znanych w Unii Europejskiej standardów wypoczynku, asfaltowych dróg, betonowych „hotelowisk” i wszechobecnych ograniczeń. Już teraz Unia Europejska dofinansowuje wiele inwestycji, a kapitał zagraniczny zaczyna być coraz częściej widoczny.

Jeśli odwiedzać Albanię to teraz, jak najszybciej. Takiej różnorodności krajobrazowej, kulturowej (kościoły obok meczetów) i niemałej ilości zabytków próżno szukać gdzie indziej. Porozumieć się można już teraz coraz łatwiej, bo młodzi ludzie otwierają się na język angielski. Z 12-letnią dziewczynką wysoko w górach w wiosce Valbone rozmawialiśmy nawet po hiszpańsku, a język włoski także jest znany, głównie z powodu powszechnego wyjeżdżania do Włoch w celach zarobkowych. Za rok, dwa lub kilka następnych lat, turysta przyjedzie do tego bałkańskiego kraju niczym nie różniącego się od Chorwacji czy Czarnogóry. Spędzi pobyt w hotelu, o historii usłyszy od przewodnika, zakupi od przebierańca tandetną pamiątkę chińskiej produkcji i miniony czas szybko zleje mu się we wspomnieniach w jedno z innymi typowymi wakacjami.

Mieliśmy 4 samochody, w których jechało 12 osoób. Były to 2xJeep, Suzuki i Mitsubishi:

Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - Vitara (fot. Krzysztof Grabowski)
Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - Jeep (fot. Krzysztof Grabowski)
Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - Mitsubishi (fot. Krzysztof Grabowski)
Albański offroad 2012
Albański offroad 2012 - Jeep (fot. Krzysztof Grabowski)

 

Kilka praktycznych kwestii, własnych spostrzeżeń:

  • Waluta: jest nią Lek. W lipcu 2012 za 1 Euro płaciliśmy 137 Leków. Można ją wymieniać w kantorach (niezbyt liczne na prowincji) lub w bankach. Dość często możliwe jest płacenie w EUR, lecz wówczas przelicznik staje się niekorzystny. Podobno nie warto wracać z Lekami do Polski, bo możemy tej waluty nie wymienić na złotówki.
  • Ceny:
  1. Za nocleg w hotelu w miastach (np. w Szkodrze) lub w obszernym apartamencie z widokiem na morze w Sarandzie płaciliśmy po 10 EUR od osoby.
  2. Piwo kosztuje od 80 do 150 Leków (a nawet – chyba nieco oszukani – 250 Lek) w zależności czy kupowane w sklepie czy w barze i w zależności od miejscowości.
  3. Wszelkie produkty są tańsze niż w Polsce lub w najgorszym razie mają zbliżoną cenę.
  4. Także paliwo kosztowało kilkanaście procent mniej niż w Polsce. Nie ma problemu z dostępnością stacji paliw, w tym także na większości stacji (może oprócz wyższych gór) można zatankować gaz.
  5. Obiady w restauracjach/barach warto zamawiać, ponieważ za przyzwoitą cenę uda się nam najeść do syta. Polecamy na szybkie przekąski tzw. burki, czyli swoiste placki z ciasta francuskiego z farszem serowym lub mięsnym. Są pożywne, tanie i charakterystyczne dla Bałkanów.
  6. Dla własnego dobra należy zawsze prosić w restauracjach o menu lub wcześniej pytać o cenę, ponieważ rachunek po spożyciu posiłku lub piwa może być wyższy niż, gdybyśmy o cenę spytali przed zamówieniem. Dotyczy to głównie miejscowości nastawionych coraz mocniej na dochód z turystyki.
  • Nocowanie: na dziko jest jak najbardziej możliwe praktycznie wszędzie. W przypadku znalezienia się na czyimś terenie lub w jego pobliżu warto spytać gospodarza o pozwolenie. Czasem pobierze od nas jakąś opłatę. Np. na zamku w Kruji zapłaciliśmy po 5 EUR od samochodu za możliwość zaparkowania i rozbicia namiotów na rzekomo prywatnym terenie na dziedzińcu zamkowym. W tej cenie udostępniono nam toaletę i łazienki. Tymczasem w przepięknej miejscowości górskiej Theth przygotowane skromne pole namiotowe (z toaletą, wodą i prądem) gospodarze oferowali za darmo, zachęcając jedynie na obiad. Za 8 EUR od osoby zjedliśmy u nich obfity obiad, a za 2,5 EUR pyszne śniadanie z miodem, lokalnymi serami, swojskim chlebem, jajecznicą i innymi dodatkami. Kupilismy także kilka litrów swojskiego wina, ale to juz nie wyszło tanio (ok. 15 zł/litr)
  • Warto/nie warto:
  1. Rozczarowaniem dla przeciętnego turysty są reklamowane ruiny (wykopaliska) w Butrint na południe od Sarandy. Jak ktoś nie jest zafascynowany archeologią to nie musi tam jechać.
  2. Ciekawymi miastami są Gjirokaster oraz Berat.
  3. W górach punktem obowiązkowym jest wieś Theth, która jest jednak trudno dostępna ze względu na złą nawierzchnię drogi (kamienista, przejazd 70 km ze Szkodry może trwać kilka godzin),
  4. Warto odwiedzić urokliwe Valbone, które leży ok. 10 km w linii prostej od Theth po drugiej stronie gór. Miejscowości połączone są szlakiem pieszym, natomiast przeprawa drogowa wymaga objechania gór (mapa Google pokazuje 260 km).
  5. Spływ promem po jeziorze Komani do lub z Fierze uznany jest przez National Geographic za jeden z najatrakcyjniejszych na świecie i punkt obowiązkowy pobytu w Albanii. Należy jednak zorientować się, co do przewozu, ponieważ, jak w naszym przypadku, może się zdarzyć, że prom nie funkcjonuje (wg pytanej osoby – przez cały sezon 2012 nieczynne).
  • Granice: nie ma problemu z przekraczaniem granic, nie napotkaliśmy kolejek, nie ma też żadnych opłat. Mało popularna i często omijana z powodu niepewności jest granica z Czarnogórą w okolicy miasteczka Vermosh (na mapach Gusinje). Niektóre granice mogą nie być czynne całą dobę. Nie ma też problemu z wjazdem z Albanii do Kosowa. Obowiązuje jedynie opłata (20 EUR za samochód – podana kwota jest orientacyjna).
  • Drogi: coraz więcej dróg asfaltowych. Główne drogi są w stosunkowo dobrym stanie, jednak nie ma reguły, co do prostej zależności pomiędzy przedstawieniem drogi na mapie, a jakością nawierzchni. Zdarza się, że drogi wyglądające na poboczne mają lepszą nawierzchnię niż główne. Kraj jest w większości górzysty i raczej pozbawiony tuneli, dlatego krótkie odcinki w linii prostej można pokonywać długi czas wspinając się serpentynami na znaczne wysokości. Różnice wzniesień na odcinkach sięgające 1.000 metrów w pionie nie są rzadkością. W wielkim upale, jaki panuje latem może stanowić to problem dla samochodów. Ruch na głównych trasach jest spory, a przestrzeganie przepisów, delikatnie mówiąc, luźne. Orientacja w terenie nie jest trudna. Okazuje się, że Automapa radzi sobie zadziwiająco dobrze nawet prowadząc po zakamarkach gór, szutrach i innych drogach nieasfaltowych. Niemniej, ze strony http://www.bunkertrails.org/maps.php można pobrać starą, rosyjską, lecz bardzo dokładną mapę topo 1:100.000 dla nawigacji turystycznej Garmin.
  • Śmieci: albańskie miasta, a także plaże, dzikie miejsca, gdzie docierają ludzie są najczęściej zaśmiecone mniej lub bardziej. Najbardziej jednak widać to właśnie w miastach, co może odstraszać wielu turystów.

 

UŻYTY SPRZĘT:

 

Pokaż to swoim znajomym
Skomentuj przez profil Facebooka
Avatar
Mieszka w Bielsku-Białej, jest fotografem i poniekąd podróżnikiem. Zwiedza głównie na rowerze, a zimą zamienia rower na snowboard. Odwiedził dotychczas wiele krajów europejskich ze szczególnym ulubieniem Bałkanów. W dalsze wyprawy wybrał się do Wietnamu, Laosu, Armenii, Uzbekistanu oraz Gwatemali. Założył i prowadzi od ponad dwudziestu lat stronę fotowyprawy.com. Publikuje zdjęcia i teksty w magazynach internetowych oraz drukowanych. Ma na koncie kilka wyróżnień w konkursach fotograficznych oraz kilka wystaw fotografii. A poza tym robi jeszcze milion innych rzeczy niezwiązanych z turystyką.