Stoję na skale, w miejscu z którego roztacza się piękny widok na usiane dziesiątkami wysp błękitne wody zatoki. Na ciemnoniebieskich falach rysują się białe kształty żaglówek. Lato jest upalne, a promienie słońca nasycają kolorami skały i porastającą je roślinność. Wszystko wokół kipi od barw. Uwielbiam utrwalać kolorowe obrazy na karcie aparatu fotograficznego, więc skaczę z kamienia na kamień kierując obiektyw to w prawo to w lewo, wyszukując ciekawe ujęcia.
Większości osób po przeczytaniu pierwszych zdań przyjdzie na myśl jakieś miejsce na południu Europy. Tymczasem zamierzam przedstawić Wam położony w Szwecji nad Zatoką Botnicką Park Narodowy Skuleskogen. Poniżej znajdziecie kilka przydatnych informacji i garść ciekawostek o tym pięknym miejscu.
Na terenie Skuleskogen bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów można wspaniale spędzić czas wędrując po nieuciążliwych pieszych szlakach, korzystając jednocześnie z wygodnych noclegów. W moim artykule starałam się w miarę szczegółowo opisać chaty i miejsca biwakowe dostępne bezpłatnie dla turystów zarówno w dzień jak i w nocy. Oczywiście dla pewności zawsze warto zabrać ze sobą namiot lub tarpa. Nie zawsze będziemy pierwszymi osobami, które przybędą na miejsce odpoczynku… Gdyby tak się zdarzyło, dostępne pola biwakowe są równie urocze co chaty i kuszą by spędzić na nich noc w otoczeniu przepięknej przyrody jaką gwarantuje Park Narodowy Skuleskogen.
Park Narodowy Skuleskogen
Park leży na środkowo-wschodnim wybrzeżu Szwecji, około 40 km na południe od miasta Örnsköldsvik. Stanowi on cześć obszaru Höga Kusten (wysokiego wybrzeża), które jest unikatem na skalę światową i w 2000 roku zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wybrzeże zostało ukształtowanie miliony lat temu przez lodowiec, który wyrzeźbił w nim szczeliny. Z czasem wypełniły je błękitne wody zatoki, tworząc piękne fiordy. Teren w tym miejscu wznosi się na wysokość niemal 300 m n.p.m. tworząc naturalną scenę, z której można podziwiać piękną panoramę. Charakterystyczną cechą Skuleskogen są niewielkie (maksymalnie niespełna 6-kilometrowe) odległości dzielące kolejne punkty na wycieczkowych trasach parku. Szlaki są bardzo dobrze oznakowane, a przy wszystkich wejściach do parku znajdują się punkty informacyjne. Można w nich pobrać dostępne w trzech językach (szwedzkim, niemieckim i angielskim) darmowe mapy obszaru parku. Ci z Was, którzy będą się chcieli w Skuleskogen zgubić – będą się musieli bardzo postarać.
Do Parku można się dostać z trzech stron: wejściem zachodnim, północnym i południowym. My wybraliśmy wejście północne. Po spakowaniu do plecaków niezbędnego sprzętu, jedzenia na cztery dni i sporego zapasu wody udaliśmy się w stronę wejścia. Za bramą parku otoczył nas sosnowo-świerkowy las. Wysokie i gęsto rosnące drzewa dawały sporo cienia, dzięki czemu marsz z ciężkimi plecakami w upalne popołudnie nie był aż tak uciążliwy. Dodatkowo miło zaskoczył nas brak komarów, które tak bardzo uprzykrzały nam życie w parkach narodowych na północy Szwecji.
Wzdłuż szlaku natknęliśmy się na tablice informujące, że okoliczne mokradła zamieszkują bobry. Niezwlekając udaliśmy się we wskazane miejsce, niestety środek dnia nie jest porą żerowania bobrów, więc tym razem nie udało nam się zobaczyć tych sympatycznych zwierząt. Naszą uwagę przykuły epifity porastające drzewa iglaste w tutejszym parku. Żyłecznik zwisający, tak jak pozostałe plechy, które widzieliśmy w różnych miejscach Szwecji jest bardzo wrażliwy na zanieczyszczenia. Gęstość jego występowania w Skuleskogen świadczyła o wyjątkowej czystości powietrza w parku.
Domki na wyspie Tarnattholmarna
Po przejściu około 2 km, dotarliśmy do wybrzeża Zatoki Botnickiej. Znajdowało się tutaj pierwsze miejsce do biwakowania przygotowane dla wędrujących turystów. Tego dnia naszym celem było dotarcie do wyspy Tarnattholmarna i nocleg w jednym z dwóch przeznaczonych dla turystów domków.
Po około 5 km marszu wzdłuż Zatoki Botnickiej stanęliśmy na progu pierwszej chatki, położonej około 200 m przed wyspą Tarnattholmarna. Był już późny wieczór, więc postanowiliśmy się w niej rozgościć, zwłaszcza że chatkę mieliśmy dla siebie na wyłączność. Kilkoro turystów, którzy szli przed nami, najprawdopodobniej udało się do drugiego, położonej już na wyspie domku. Bardzo pozytywnie zaskoczyły nas wielkość i wyposażenie chaty. Domek był bardzo duży i przestronny. Miał sporą kuchnię, jadalnię z dużym stołem i opalanym drewnem piecykiem. W części sypialnej znajdowały się piętrowe łóżka dla czterech osób. Wokół chatki znajdowały się przygotowane dla pracowników parku zabudowania gospodarcze, drewutnia oraz wychodek. Na zewnątrz czekało miejsce do rozpalenia ogniska wraz ze sporym grillem oraz wygodne ławeczki. Wokół drewutni leżała ogromna ilość drewna na opał pozostawiona do dyspozycji turystów przebywających w domku.
Zapoznaliśmy się z regulaminem chatki, który pozwalał korzystać ze wszelkich jej dobrodziejstw za darmo, z zastrzeżeniem by nie nocować w niej dłużej niż 3 dni. Zabraliśmy do środka trochę drewna, żeby rozpalić w piecyku i przygotować sobie ciepły posiłek. Woda, którą zabraliśmy ze sobą ruszając na szlak, nie wystarczyłaby nam na przygotowanie śniadania. Nie zwlekając, z busolą w dłoni ruszyliśmy na poszukiwanie źródełka, o którego istnieniu dowiedzieliśmy się z informatora zawieszonego na ścianie domku. Wyczytaliśmy w nim, że źródełko znajduje się około 200 m na północny zachód od chatki. Zapewne łatwiej byłoby go znaleźć, gdyby nie susza spowodowana upalnym latem, która ze źródełka zrobiła błotną kałużę. No cóż, pozostało nam przefiltrować i uzdatnić to, co udało się z niej zaczerpnąć.
Noc była bardzo spokojna. Za oknem przyjemnie szumiały miarowo uderzające o brzeg fale zatoki Botnickiej. Nocne niebo na tej szerokości geograficznej było już znacznie ciemniejsze od tego, które można obserwować za kołem podbiegunowym. Tam, o tej porze roku (w lipcu) niebo robi się ledwie szare.
Rano, po śniadaniu udaliśmy się na wyspę Tarnattholmarna. Postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda chata, która jest tak chętnie odwiedzana przez szwedzkich turystów. Utrzymany w traperskim stylu domek ma swój niepowtarzalny klimat. Znacznie mniejszy i ciaśniejszy od tego, w którym spędziliśmy poprzednią noc, był za to bardziej przytulny. Podzielono go na trzy pomieszczenia: dwa małe, 3-osobowe pokoje i salon z piecykiem, w którym na dosyć obszernych łóżkach mogły nocować dodatkowe trzy osoby. Chata na wyspie była bardzo dobrze wyposażona we wszelkie niezbędne turystom sprzęty. Począwszy od naczyń przez prowiant, a skończywszy na mapach i przeróżnych grach pozostawionych przez innych turystów. Wokół domku, jak poprzednio, znaleźliśmy ogromną ilość drewna przygotowanego na opał oraz standardowo: drewutnię i wychodek, a także miejsce na ognisko, grilla i ławeczki. Zaledwie kilka metrów dzieliło chatkę od plaży oraz miejsca, do którego przybijały przypływające na wyspę łodzie. Obejrzeliśmy domek i udaliśmy się na kolejną wyspę, na której znajdowała się maleńka chatka. Również przeznaczona dla turystów, była to jednak chata dzienna, co jak się przekonaliśmy, wcale nie przeszkadzało niektórym, żeby i w niej nocować. Gdy dotarliśmy w okolicę chatki okazało się że turysta, który spędzał w niej noc, właśnie przygotowuje się do dalszego marszu.
Chatki turystyczne w Naskebodarna
Z wyspy Tarnattholmarna skierowaliśmy się na południe Skuleskogen. Naszym celem była teraz maleńka osada położona w granicach Parku – Naskebodarna. Dzieliły nas od niej zaledwie 4 km. Po drodze do Naskebodarna odbiliśmy na szlak, wzdłuż którego znajdowały się odkryte niedawno grobowce – kamienne kurhany, pochodzące z okresu późnego brązu (1500-500 rok p.n.e.).
W Naskebodarna natrafiliśmy na dwie chaty przeznaczone dla turystów. Stara chata, do której nie omieszkaliśmy zajrzeć, zlokalizowana jest przy szlaku, kilka metrów od małego potoku, z którego z przyjemnością zaczerpnęliśmy wodę na dalszą część wędrówki. Domek aktualnie nie jest już użytkowany przez turystów odwiedzających park. Wprawdzie na wyposażeniu wciąż znajdują się dwa łóżka i stolik z krzesłami, jednak w pomieszczeniu panuje półmrok nasycony zapachem stęchlizny. Udaliśmy się w kierunku nowej chaty, która niedawno została oddana do użytku. Rzeczywiście w domku umiejscowionym niedaleko plaży Zatoki Botnickiej wszystko pachniało nowością. Zdecydowanie było to piękne miejsce, choć niestety bardzo oblegane przez turystów spacerujących po parku.
Po krótkim posiłku postanowiliśmy pomaszerować do centralnej części parku – Stattdalsberget. Jest to najwyżej położone na terenie parku miejsce, z fantastyczną panoramą zarówno na Zatokę Botnicką, jak również pozostałą część Skuleskogen.
Powoli pięliśmy się w górę. Drzewa dające nam do tej pory cień, ustąpiły miejsca odkrytym skałom i słońce niemiłosiernie zaczęło nas przypiekać. Sprawdziliśmy na mapie, gdzie mogą się znajdować kolejne źródła wody do uzupełnienia naszych zapasów. Następnie udaliśmy się do miejsc, oznaczonych na mapie jako punkty widokowe. W drodze na Slattdalsberget mieliśmy możliwość podziwiania ciekawych form jakie przybrały sosny porastające zbocza góry. Większość z nich swoim kształtem przypominały japońskie bonsai. Ze szczytu wzgórza roztaczał się przepiękny widok. Rozłożyliśmy się na nagrzanych słońcem skałach i podjadając suszone owoce, orzechy i resztki zapasów kabanosów z Polski, podziwialiśmy roztaczające się przed nami widoki.
Norrsvedjebodarna
Nie bardzo chciało nam się porzucać to miejsce, ale jeszcze tego wieczoru zamierzaliśmy dotrzeć do kolejnej chaty, w której planowaliśmy przenocować. Ponieważ dzieliła nas od niej spora odległość załadowaliśmy ekwipunek na plecy i ruszyliśmy w kierunku Norrsvedjebodarna. Po drodze minęliśmy ciekawą formację skalną – wiszący głaz pod którym przebiegał szlak. Droga po bardzo kamienistym podłożu wiodła stromo w dół. Po około 30 minutach dotarliśmy do punktu, w którym zgodnie z mapą miał znajdować się potok. Uzupełniliśmy po raz kolejny zapasy wody i ruszyliśmy w kierunku naszego celu, tym razem pod górę. Przez blisko dwie godziny przemierzaliśmy bardzo ciekawie ukształtowany płaskowyż porośnięty karłowatymi sosnami. Przybierały one w tym miejscu (najprawdopodobniej pod wpływem wiatrów) najprzeróżniejsze kształty.
Około godziny 21:00 dotarliśmy do Norrsvedjebodarna. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy na miejscu zamiast chaty, zobaczyliśmy jedynie pozostałości po niej. Resztki fundamentów i trochę niedopalonych zgliszczy – ślady po pożarze chaty, w którym spłonęła właśnie w tym roku. Dowiedzieliśmy się o tym od dwójki turystów, którzy jak my wybrali to miejsce na nocleg i właśnie rozbijali w pobliżu swój namiot. Spojrzeliśmy na mapę – następna chata znajdowała się o dwie godziny drogi od miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
Chatka myśliwska w Lillruten
Nie zważając na to, że dotrzemy tam bardzo późno, ruszyliśmy w dalszą drogę. Szlak wiódł w zasadzie cały czas w dół. Dodatkowo podany na drogowskazie czas przejścia był prawdopodobnie mocno „naciągnięty” bo do dawnej chaty myśliwskiej Lillruten udało nam się dotrzeć w godzinę. Zbliżając się do chaty usłyszeliśmy krzątających się wokół niej innych wędrowców. Oznaczało to, że noc spędzimy w towarzystwie, pod warunkiem, że w chacie będzie wystarczająca dla wszystkich ilość miejsc. Po osiągnięciu celu wędrówki okazało się, że oprócz nas, w domku będą nocowały jeszcze dwie osoby. Nie stanowiło to żadnego problemu bo w naszym lokum, na piętrowych łóżkach, mogło przenocować sześć osób. Wymieniliśmy z nowo poznanymi kilka grzecznościowych zdań w języku angielskim i zajęliśmy się przygotowaniem kolacji. Ku naszemu zaskoczeniu usłyszeliśmy: „Wy jesteście z Polski? Tak się przysłuchuję i fajnie spotkać tutaj kogoś z Polski”. Jak się okazało, jeden z naszych towarzyszy był Polakiem. Od jakiegoś czasu mieszkał w Szwecji, założył tu rodzinę, a po Skuleskogen wędrował kolejny już raz ze swoją małżonką Karin.
Wieczór wypełniły nam opowieści o podróżach, zwłaszcza tych po Skandynawii, a Kacper przekazał nam sporo ciekawych informacji o Szwecji. Wczesnym rankiem Karin i Kacper ruszyli w dalszą wędrówkę po Skuleskogen. My po ukończonych przygotowaniach do dalszej podróży, poświęciliśmy trochę czasu na zrobienie dokumentacji fotograficznej myśliwskiej chatki. Domek w Lillruten jest jednym ze starszych w Skuleskogen. Kiedyś był chatką myśliwską, aktualnie służy wędrowcom jako baza noclegowa. Jego wyposażenie, w porównaniu do komfortu innych odwiedzonych przez nas w Skuleskogen chat jest dosyć surowe. Dodatkowo, ze względu na nieszczelność instalacji kominowej i zagrożenie pożarem, nie można w nim korzystać z piecyka.
Następnie, w jakże pięknych okolicznościach przyrody, bez pośpiechu zjedliśmy śniadanie, którego podstawą był pemmikan*. Był więc między innymi rosół z pemmikanu oraz kanapki z pemmikanem skrapianym cytryną (bo taki sposób przyprawiania jerky** najbardziej przypadł mi do gustu kiedy podróżowałam po północnym Wietnamie).
Domek nad górskim jeziorem Tarnattvatnen
Około godziny 10:00 ruszyliśmy w drogę powrotną. W tym dniu naszym celem było przejście skalnym wąwozem Slattdalsskrevan do górskiego jeziora Tarnattvatnen, przy którym znajduje się kolejna, najpiękniej położona chata, a następnie dotarcie na nocleg do miejsca, gdzie spaliśmy pierwszej nocy.
Dzień znów był słoneczny i upalny. Do przejścia mieliśmy około 20 km, więc zaopatrzyliśmy się w znaczne zapasy świeżej i bardzo zimnej wody z potoku, który przepływał obok chaty w Lillruten. Nie spieszyliśmy się. Często zatrzymywały nas piękne widoki, drzewa o ciekawych kształtach lub inne twory natury, które warto było sfotografować. Po południu dotarliśmy nad jezioro Tarnattvatten. Miejsce to jest bardzo popularne, więc było oblegane przez turystów. Zajrzeliśmy do domku, żeby się przekonać jakie niespodzianki czekają tutaj na wędrowców. Chatka nad jeziorem jest maleńka, za to bardzo klimatyczna wewnątrz. Podzielona na dwie części mieści jadalnię z piecykiem i część sypialną, w której znajdują się dwa piętrowe łóżka. Lokum, podobnie jak chata na wyspie Tatnattholmarna, jest bardzo dobrze wyposażone. Późnym popołudniem ruszyliśmy w kierunku wyspy, gdzie zamierzaliśmy spędzić ostatnią noc.
Czas spędzony w Skuleskogen, był czasem prawdziwego relaksu. Pełnego wędrówek w łatwym terenie, bez uciążliwości komarów i meszek, od których nie byliśmy się w stanie opędzić na północy Szwecji.
A już wkrótce będziecie mieli okazję przeczytać na blogu o kolejnej podróży – tym razem po terenach rozciągających się za kołem podbiegunowym.
*Pemmikan – suszone i roztłuczone mięso z tłuszczem, używane dawniej, jako żywność zapasowa przez Indian Ameryki Północnej. Tłuszcz używany do „związania” pemmikanu to przeważnie łój okołonarządowy bizonów. W naszym przypadku – wołowy.
**Jerky – oczyszczone z tłuszczu i ususzone mięso, zazwyczaj wołowe.
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przez Close to Nature. Kopiowanie lub udostępnianie zdjęć bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.
Sony α 350 i Sony Cyber-shot.
Znajdziesz nas: instagram
[smart-grid row_height=”150″ last_row=”justify” margins=”1″ style=”8″ captions_color=”#8eba4d” captions_opacity=”0.85″ font_type=”google” google_font=”Roboto” font_size=”0.8em” lightbox=”image”]
[/smart-grid]