W nasze ręce na testy trafił Trek Émonda SL 6, wersja z 2017 roku z hamulcami tarczowymi i z patentem IsoSpeed. A to oznacza wysoką półkę roweru gravelowego. Zobaczcie jak się sprawdził.
Czy to była prawdziwa potrzeba, czy tu była nisza, a może jedynie sprytne zagranie łebskich marketingowców? Jakiego by nie szukać powodu, to pojawienia się jakiś czas temu nowego segmentu rowerowego, jakim są gravele jest faktem. W naszym ojczystym języku nazywane są rowerami szutrowymi (żwirowymi?). Można powiedzieć, że najbliższa ich rodzina to kolarki (rowery szosowe) i przełajowe. Jednak odróżnia je kilka podstawowych cech.
To pytanie oczywiście ma wiele odpowiedzi, które w dodatku mogą być ze sobą sprzeczne. Jedni powiedzą, że to wymysł marketingu, by naciągać na wydatki kolejną grupę klientów i nie ma w nim nic nowego, żadnego potencjału czy wartości dodanej, a inni znajdą w nich optimum, równowagę i to coś, czego im brakowało. Ja zapisuję się do tej drugiej grupy. I robię to już po 3 dniach spędzonych intensywnie na gravelu Treka wypożyczonym z bielskiego sklepu Trek Bielsko-Biała. Tyle wystarczyło, by się w nim zakochać. Ale nie zakochanie w samym rowerze było najważniejsze, lecz w tego typu koncepcji – wygodnej kolarki z szerszymi możliwościami jazdy niż tylko po gładkim asfalcie.
Miejscem testu były szosy Parku Narodowego Słowackiego Krasu. W ciągu 3 wczesnowiosennych dni przejechałem na nim 250 km pokonując niespełna 4 km sumy podjazdów i tyleż samo zjazdów przynoszących radość znaną tylko miłośnikom kolarstwa. W Treku urzekło mnie kilka jego właściwości. Na pierwszym miejscu stawiam wygodę jazdy, która objawiała się w sposób nieco przekorny – mianowicie taki, że nie chciałem odpoczywać, chciało mi się pedałować!
Borykam się z problemami kręgosłupa i na górskim rowerze nie toleruję innego rozwiązania, jak full suspension. Z pewnymi obawami wybierałem się na ten trzydniowy test – dotyczyło to pozycji na rowerze, ale przede wszystkim wstrząsów i uderzeń przenoszonych bezpośrednio na kręgosłup. Nie byłem pewien czy test nie zakończy się po pierwszym dniu. Okazało się, że obawy były bezpodstawne. Trek jest zadziwiający i nie umiem tego fenomenu wytłumaczyć. O co chodzi? Chodzi o jego dwie, wydawałoby się, sprzeczne cechy – sztywność i miękkość. Naciśnięcie na pedały dosłownie natychmiast przekształca siłę w prędkość. Efektywność pedałowania wydaje się niezwykle wysoka i stąd to poczucie frajdy i chęci ciągłego utrzymywania prędkości i kręcenia korbą, czego nie odczuwam aż w takim stopniu na rowerze górskim, gdzie częściej odpoczywam i nie dokręcam pedałami gdy grawitacja pozwala jechać za darmo. Z drugiej strony, ta sama sztywna na boki rama potrafi tłumić drgania drobnych nierówności i nie stwarza obciążenia dla pleców. Dlatego w tym miejscu warto wspomnieć o kwestiach technicznych.
Podstawowe dane techniczne przekładające się na jego pozytywne cechy – sztywność, lekkość i tłumienie drgań. Szczegóły na stronie Trek Polska – kliknij tutaj.
Czym jest ten tajemniczy IsoSpeed? Na stronie Treka marketingowcy dużo się namęczyli publikując mnóstwo słów, a mało konkretnych treści. Najważniejsze zdanie wyjaśniające odrobinę ten pomysł brzmi:
To system pozbawiony najczęściej stosowanych metod na pochłanianie wstrząsów (zawieszenia, elastomery, tłumiki wibracji), zachowujący klasyczny „diamentowy” kształt ramy, ale „rozdzielający” sztycę podsiodłową od rury górnej, dzięki czemu może się ona zginać zgodnie z przenoszonymi na nią z drogi siłami. W efekcie powstaje rower, który pracuje wraz z drogą, ale zachowuje charakterystykę i wydajność tradycyjnej konstrukcji.
Rozwiązanie oparte o ten sam patent zastosowano też z przodu, zmniejszając nieco drgania przenoszone na ręce.
Nie wiem czy to są wady, czy raczej usprawnienia, które pod moje potrzeby zrobiłyby z Treka rower doskonały. Oto co bym zmienił:
Testuję sprzęt mniej pod kątem technicznym, a bardziej od strony emocjonalnej. Co to znaczy? Skupiam się na wrażeniu z użytkowania. Zwracam uwagę na zadowolenie i poczucie chęci (lub braku chęci) dalszego użytkowania danej rzeczy. Testy prowadzę w warunkach bojowych, tzn. staram się nie stwarzać sztucznych okoliczności, lecz prawdziwe dla sprawdzenia testowanego przedmiotu. Rzecz oceniam pozytywnie, gdy mam poczucie, że chciałbym testowany sprzęt mieć na własność.