Jeśli liczymy się z budżetem wybierając miejsce na tygodniowy pobyt narciarski czy snowboardowy, warto poznać francuski ośrodek Vars-Risoul.
Pierwsza dekada grudnia już za nami. Za nami też inauguracja zimowego sezonu 2012/2013 w polskich górach, chociaż naturalnego śniegu jest wciąż niewiele. Tu i ówdzie dochodzą słuchy o nowych inwestycjach w infrastrukturę dla narciarzy i snowboardzistów. To cieszy, jednak gdyby przyjrzeć się bliżej tym inwestycjom, to cieszyłyby jeszcze bardziej, gdyby w tym kształcie i wielkości miały miejsce np. 10 lat temu. O, taki przykład pierwszy z brzegu: w najpiękniejszym dużym mieście podgórskim w Polsce, Bielsku-Białej, o ogromnym potencjale turystycznym, powstaje kolej krzesełkowa na stokach Dębowca. Media robią szum wokół inwestycji, a urzędnicy z dumą prezentują jej zalety. Wzdłuż czteroosobowego wyciągu o długości 600 metrów biegnie jedna trasa o tej samej długości. Różnica wzniesień to ok. 150 metrów, a najwyższy punkt znajduje się nieco ponad 600 metrów npm. Tymczasem nasi południowi sąsiedzi, których z Bielska-Białej dzieli odległość zaledwie kilkudziesięciu kilometrów, inwestują na Chopoku w Niskich Tatrach potężne pieniądze łącząc jego część północną z południową. Najnowocześniejsza obecnie kolej gondolowa na świecie zawieszona na dwóch linach może funkcjonować nawet przy huraganowym wietrze wiejącym z prędkością 120 km/h. Ma długość ponad 2 km i pokonuje różnicę wzniesień równą 655 metrów, a więc mniej więcej tyle, ile liczy sobie wysokości szczyt Dębowca. W Szczyrku nadal nic ciekawego, a w Korbielowie zbudowano rarytas – taśmę(!), dzięki której już nie trzeba będzie iść od parkingu do kolejki krzesełkowej.
I dlatego właśnie coraz bardziej lubię splitboard lub też, jak co roku, jazdę w polskich ośrodkach narciarskich traktuję jako rozgrzewkę przed tygodniowym szaleństwem w Alpach. Na ten wyjazd zawsze czekam z niecierpliwością. Wybieram marzec i najczęściej Dolomity. Ale tym razem zaprezentuję i polecę Francję – ośrodek Vars-Risoul. Jest to osiedle narciarskie, gdzie wybudowane apartamentowce nie grzeszą pięknością, a raczej szpecą krajobraz. Wewnątrz w mieszkaniach miejsca jest niewiele. Miasteczko nie ma żadnego klimatu ani atrakcyjnej historii. Tyle wad. A zalety? Wychodzi się z bloku i już czekają wyciągi. Można w środku dnia łatwo wrócić do pokoju na posiłek i znów kontynuować szusowanie, nie tracąc czasu na przejazdy skibusem. Ośrodek to w rzeczywistości dwa ośrodki połączone wyciągami. Razem oferują 180 km tras o każdym stopniu trudności. Jednak co ciekawe, trasy czarne utrzymywane są w części na sposób freestyle’owy, czyli ze sporym nagromadzeniem muld. W części Vars jest ciekawy snow-park. Najniższy punkt ośrodka wznosi się na 1650 m npm, a najwyższy sięga 2750 m npm, co gwarantuje dobre warunki nawet w drugiej połowie marca. Vars-Risoul charakteryzuje się ogromnymi otwartymi przestrzeniami, co zapewne ucieszyć może amatorów poszukiwania jazdy w puchu, poza ratrakowanymi trasami. Co więcej, te przestrzenie i nie tak duża popularność ośrodka, jaką cieszą się np. Les 2 Alpes czy Val d’Isere, sprawia, że często możemy się poczuć jak na prywatnym stoku narciarskim zarezerwowanym tylko dla nas. Ośrodek jest popularny wśród Polaków, bo mimo dalekiego dojazdu, ogólna cena łącznie ze skipassem na 6 dni potrafi być niezwykle atrakcyjna. Na ferie zimowe czy ogólnie w okresie tzw. „wysokiego sezonu” zapłacimy tu za tydzień narciarskiego szaleństwa nawet mniej niż w innych popularnych alpejskich ośrodkach w „niskim sezonie”. Zapewne, by przypodobać się gościom z Polski, jedną z tras nazwano „Zakopane”. Gdyby nie perspektywa 24-godzinnego przejazdu autokarem z Polski, z pewnością wybrałbym się tam ponownie.
Jak zwykle zapraszam do galerii, bo zdjęcia pokażą to, co trudno opisać w kilku zdaniach.