Inspirujemy do aktywnego spędzania czasu poza domem na własną rękę lub z wartymi polecenia organizatorami.

Na fali podróży, czyli kim są Wędrowni Ufale?

Na fali podróży, czyli kim są Wędrowni Ufale?
Pokaż to swoim znajomym

Ufale? I w dodatku wędrowni? Nie wiadomo o co chodzi! Dlatego postanowiliśmy zapytać u źródła co jest grane. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z ludźmi, którzy żyją podróżami. Rozmawiamy momentami na żarty, ale generalnie bardzo poważnie, niemal filozoficznie, próbujemy rozbierać na drobne różne aspekty podróżowania.

 

Na fali podróży

Rozmowa z parą podróżników, zwaną „Wędrowni Ufale”, autorów bloga wedrowni.ufale.pl.

 

Na fali podróży
Boliwia, Salar de Uyuni, Asia i Paweł, czyli Wędrowni Ufale (fot. wedrowni.ufale.pl)

 

Krzysztof Grabowski: Słuchajcie, Ufale.. Ponieważ cholera wie, co to w ogóle znaczy i jak się do Was zwracać, to od razu chciałem zapytać – powiedzcie skąd nazwa „Ufale” i czy ona cokolwiek oznacza? A może to nazwisko czy jakieś tajemnicze u-fale, na których nadajecie między sobą, żeby się lepiej rozumieć w podróży?

Asia: Właściwie to Ufal jest Ufalem, a ja z nim tworzę liczbę mnogą :) Nie do końca wiadomo dlaczego Paweł został Ufalem, jego brat to wymyślił w dzieciństwie i jakoś tak zostało. W związku z tym, że nasz stan narzeczeński się przedłużał, to pierwszą stronę nazwaliśmy „nareszcie.ufale”, ale potem jednak wędrówka zwyciężyła i stąd „wedrowni.ufale”.

 

KG: Od kiedy podróżujecie? Podobno praca pozwala Wam wyjeżdżać gdzieś dalej tylko raz do roku. Chyba musicie być już w podeszłym wieku, patrząc na ilość odbytych podróży? :)

Ufal: Wszystko zależy od podejścia do definicji podróży, czyli „zmiany miejsca pobytu na odległe”. Jak byliśmy młodsi, to odległe wydawały nam się różne miejsca w Polsce i pewnie wtedy były to dla nas podróże. Potem coraz dalej i dalej, aż Europa stała się jednak trochę zbyt dostępna. Ale chyba można powiedzieć, że podróżujemy od około 10 lat. Natomiast, jeśli chodzi o pracę, to co prawda pozwala ona wyjeżdżać na dłużej tylko raz w roku, ale nie przeszkadza w krótszych wyjazdach. Stąd może wrażenie, że nic nie robimy tylko wyjeżdżamy. Po prostu, jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu i wydawanie zarobionych pieniędzy wyjazdy mają u nas wysoki priorytet.

Asia: No i trzeba też dodać, że często pojawiają się opcje wyjazdów służbowych z możliwością ich wydłużenia. I zbierając wszystko razem w tym roku wyszło już trzy i pół miesiąca w trasie, a jest dopiero wrzesień…

 

KG: Czy pęd do wojaży ma się w sobie czy nabywa się go po pierwszej lub drugiej podróży? Jak było w Waszym przypadku?

Na fali podróży
Paweł, czyli Ufal (fot. wedrowni.ufale.pl)

Ufal: Wydaje mi się, że takiego pędu nabraliśmy stopniowo. Oczywiście trzeba mieć coś w sobie, co pozwala patrzeć na wszelkie niewygody i problemy związane z podróżowaniem w kategoriach przygody, a nie tragedii. Stopniowe zwiększanie odległości miejsc docelowych pozwala spokojnie przygotowywać się mentalnie do dalszych wyjazdów, odkrywając przed nami świat kawałek po kawałku. Nie wykluczam, że gdybyśmy porwali się od razu na wyprawę w jakieś wyjątkowo trudno dostępne miejsce, bez doświadczenia, wiedzy i podejścia do świata, których nabraliśmy w czasie „prostszych” wyjazdów, to moglibyśmy się sparzyć i stracić entuzjazm. Co prawda w tym tempie niedługo zwiedzimy cały świat, ale zdaje się, że loty kosmiczne są obecnie już tylko kwestią pieniędzy.

 

KG: Poznaliście się w podróży czy dla podróży?

Asia: Poznaliśmy się w podstawówce :P

Ufal: Ale w szkole zawsze najlepiej się ludzie poznają na wycieczkach, czyli można chyba powiedzieć, że w podróży ;)

 

KG: Zawsze sami czy ktoś czasem do Was dołącza lub Wy do kogoś?

Na fali podróży
Idonezja - tragarz z koszami pełnymi siarki tuż przed stromym podejściem na zbocze Kawah Ijen (fot. wedrowni.ufale.pl)

Asia: Właściwie trzeba by zacząć od tego, że inaczej traktujemy krótkie wyjazdy, a inaczej te właściwe urlopy. Krótkie robimy zwykle w pojedynkę lub we dwójkę. Na większe wyjazdy czasem ktoś się podłącza. W tym roku w Indonezji przez 3 tygodnie podróżowaliśmy ze znajomymi, a resztę wyjazdu już sami. W zasadzie każda opcja ma swoje zalety. Jak podróżuję samemu, to spotykam więcej fajnych ludzi i generalnie, trzeba przyznać, mam więcej przygód i więcej zwrotów akcji. Jak jedziemy „z ekipą” to jest okazja by wymieniać wrażenia, jest z kim przegadać, co nas właśnie spotkało.

Ufal: Do tego w pojedynkę lub we dwójkę ma się większą mobilność i niezależność, a w większej grupie jest taniej, raźniej, bardziej „kolorowo”, jeśli chodzi o charaktery, podejście do podróżowania itp. Z drugiej jednak strony częściej trzeba iść na kompromis i trudniej wszystkim dogodzić.

 

KG: Czytając przepis na pakowanie się „mejd baj Ufale”, wygląda na to, że jesteście zorganizowani i planujecie wszystko dość dokładnie. Czy tak jest? Kto jest za co odpowiedzialny przed i w trakcie wyjazdu – macie w ogóle taki podział?

Ufal: Za organizację odpowiada Asia – co raczej wynika z jej natury, a nie naszej umowy. Ja jestem jej osobistym sekretarzem. Zazwyczaj się w tej roli sprawdzam.

Asia: Większe wyjazdy (z puli dni urlopowych) są bardziej zaplanowane. Chcemy dobrze wykorzystać czas, który mamy. Krótsze to zwykle spontany, np. wczoraj wymyśliłam, że pojutrze jadę na Litwę. Muszę się przyznać, że mam hopla na punkcie lekkiego plecaka i przez to uwielbiam te turystyczne gadżety, które są super lekkie, wytrzymałe i właśnie takie, jakich potrzebuję. A jeśli chodzi o listę, to ona tworzyła się przez pierwsze wyjazdy, a teraz to już tylko drukuję i wyciągam z szafek bez namysłu. Mam zaufanie do tej listy. Po prostu wiem, że dam radę z tymi trzema koszulkami, wiem, że muszę mieć te wszystkie leki itd.

 

KG: A Wasze ulubione kierunki? Gdy patrzę na bloga, to trudno mi odgadnąć czy jakaś część świata w szczególności przypadła Wam do gustu. Żadnej też specjalnie nie omijacie.

Na fali podróży
Maroko - świt na pustyni (fot. wedrowni.ufale.pl)

Asia: U nas kolejne kierunki podróży są często efektem poprzednich – na przykład po zimnym listopadzie w Słowenii marzyłam o ciepłym Marrakeszu, a w Azji doceniłam znajomość języka lokalnego i łatwość poznawania kultury od środka dzięki swobodnemu porozumiewaniu się. Dlatego po powrocie powstał pomysł na kierunek hiszpańskojęzyczny. Ale tak naprawdę, to chodzi o to, żeby być w drodze. Autobusem, kajakiem, rowerem, pieszo chętnie przemieszczam się w dowolnych kierunkach. Jeśli jednak miałabym gdzieś ciągle wracać, to chyba tylko na Ukrainę. Kocham ten chaos, pasują mi ludzie, czuję się tam swobodnie.

Ufal: Ja najchętniej jeździłbym w kierunki nadmorskie. Co prawda rzadko zdarza nam się jechać dwa razy w to samo miejsce, ale wynika to raczej z liczby miejsc, które chcielibyśmy jeszcze odwiedzić, a nie dlatego, że to co widzieliśmy nie podobało nam się. Nie jestem w stanie wygrzebać z pamięci miejsca, które jakoś szczególnie by mnie zniechęcało do ponownych odwiedzin. Uważam, że wszędzie można znaleźć coś dla siebie. Tak na marginesie, to mam jednak czasem wrażenie, że jeździmy tak sobie szukając dobrego miejsca, gdzie moglibyśmy osiąść na emeryturze.

 

KG: Patrząc na upodobania Asi, życzę wszystkiego dobrego na emeryturze na Ukrainie :). A czego poszukujecie w podróży? Wolicie ujrzeć miejsca czy spotkać ludzi?

Asia: Ludzi, ale to przez wykształcenie psychologiczne ;)

Ufal: Miejsca. Ja zdecydowanie stawiam na zobaczenie świata z punktu widzenia geograficznego, a nie socjologicznego. Co prawda z wielką przyjemnością poznaję ludzi, którzy żyją w miejscach, do których się udajemy i uważam, że są to bardzo cenne spotkania. Ale nie oszukujmy się – w czasie wyjazdów dużo łatwiej spotyka się ludzi, którzy pracują w biznesie turystycznym oraz innych turystów. Do takich spotkań, z pewnością też miłych, podchodzę jednak z mniejszym entuzjazmem.

 

KG: O proszę – odmienne upodobania, które czasem może być ciężko pogodzić. Miewacie w podróży takie momenty, że najchętniej każdy z Was pojechałby w swoją stronę sam?

Asia: Raczej przed wyjazdem :) Na etapie planowania jest więcej dyskusji, każdy ma swoje priorytety, a negocjacje czasem są prowadzone w trybie przerywanym ;). Na miejscu dajemy sobie więcej swobody. Poza tym zgraliśmy się na tyle, że wiemy kto ma decydujące zdanie w konkretnych kwestiach. To chyba najlepiej zdaje egzamin w czasem ekstremalnych warunkach.

Ufal: Z tą odmiennością upodobań nie jest tak źle, główny nurt jest niemal identyczny. Poza tym dzięki temu, że opracowujemy dość dokładnie plan wyjazdu, to po pierwsze oboje mamy wpływ na miejsca (i ludzi), które zobaczymy, a po drugie każde z nas może sobie przygotować zajęcia zastępcze przy okazji tych mniej preferowanych atrakcji – np. ja nie ruszam się na żaden wyjazd bez książki.

 

KG: Nie mianujecie siebie „wielkimi odkrywcami”, a małymi? :) Odkryliście coś, czego przed wyjazdem nie planowaliście, czego nie ma w przewodnikach i w internecie?

Na fali podróży
Ukraina, Szacki Park Narodowy - leśne stwory na ścieżce edukacyjnej (fot. wedrowni.ufale.pl)

Ufal: Nie wiem czy to działanie celowe, ale na całe szczęście zarówno przewodniki jak i strony internetowe o podróżach nie są w stanie opisać specyfiki życia w różnych miejscach świata. Na przykład popularna wśród turystów z plecakiem seria (z której my też często korzystamy) opisuje kulturę i zwyczaje Peruwiańczyków, a nie wspomina o tym, że korzystają oni z telefonu jak z krótkofalówki – tzn. albo odbiór albo nadawanie ;) Jest mnóstwo rzeczy, których nie dowiesz się jeśli nie wyjedziesz. Czyli trzeba jechać.

Asia: Wyjazd, w którym coś fajnego odkryliśmy to ostatni rowerowy pobyt na Ukrainie w Szackim Parku Narodowym. W przewodniku jest o nim pół strony, a to miejsce, w którym można spędzić dwa fantastyczne tygodnie – poznawać zwyczaje Zabużan, w pocie przemierzać wydmy czy podziwiać zachody słońca nad dzikimi jeziorami. Odkryliśmy tam wiele dróg, których nie ma na mapie, a dodatkowo przekonaliśmy się, że część z tych, które są zaznaczone w rzeczywistości nie istnieją.

 

KG: Coraz bardziej mnie zachęcasz tymi słowami o Ukrainie, by ją dokładniej odwiedzić… A powiedzcie jeszcze, jak można wytłumaczyć innym, że intensywne bywanie w internecie czy innych mediach i opowiadanie o swoich wyprawach, to nie przechwalanie się? Macie na to jakieś argumenty?

Asia: Tak, ja mam :) W zasadzie mam poczucie misji – żeby pokazać innym jak można podróżować, że to jest fajne i łatwe, że można doświadczyć więcej niż podróżując z biurem podróży. A studentów można zachęcić, że jeśli nie dostaną się na obleganego erasmusa, to nic straconego, bo jest jeszcze ceepus, daad, mundus, sciex, euroleague itd…

Ufal: Kwestia otwarcia umysłów ludzkich na podróżowanie to jedno, pomoc innym to druga sprawa – tak zwyczajnie po ludzku chciałoby się pomóc ludziom uniknąć problemów, których samemu się doświadczyło w różnych miejscach. Tak jak na różnych stronach, poradnikach, itp. tyle, że u nas tylko o podróżowaniu. No i jest jeszcze trzecia kwestia – lenistwo. Czasami łatwiej skierować ludzi na bloga i stronę ze zdjęciami niż po raz setny opowiadać o szczegółach wyjazdu. Wiem, to niepolityczne, ale taka jest prawda.

 

KG: Ciekawi mnie jeszcze Wasza opinia na taki temat: czy podróż odbywa się dla siebie? Gdyby nie było możliwości podzielenia się z kimkolwiek swoimi wrażeniami po powrocie, to wyprawa nadal miałaby taki sam sens?

Na fali podróży
Indonezja - dzieci z Gilimanuk (fot. wedrowni.ufale.pl)

Ufal: Z mojego punktu widzenia podróż to własne przeżycia i obecność w różnych miejscach świata. To, co przywieziesz jako wspomnienia, historie, zdjęcia jest wartością dodaną. Na pewno fajnie jest podzielić się obserwacjami (zwłaszcza tymi, które są dla Polaków egzotyczne), ale nie jest to wartość sama w sobie. Tym bardziej, że jak już mówiłem, w pewnym momencie zaczyna to być męczące.

Asia: Przekazywanie innym swoich wrażeń i inspirowanie to jedno, a własne korzyści to drugie. Po każdym powrocie wracam nakręcona na nowe rzeczy. Znam siebie i wiem, że będzie mnie nosić. Z perspektywy czasu widać bowiem, że coś się nie sprawdziło, że jakaś formuła się wyczerpała, że można zrobić coś inaczej. Większe zmiany i zwroty akcji zawsze przychodzą zaraz po powrocie z podróży.

 

KG: A na koniec, jak uważacie, co jest ważniejsze – dziennik podróży czy aparat fotograficzny? Jak w szkole – odpowiedź uzasadnij :)

Asia: W trasie staram się zarówno robić zdjęcia, jak notować wrażenia czy spostrzeżenia. Potem po powrocie zbieram materiał na nowo, zdjęcia kataloguję, z notek wyrzucam to, co nie przetrwało próby czasu. Traktuje tą pracę łącznie – tworzę opowieść uzupełnioną fotografiami. Ale obecnie czytam świetnego bloga z podróży, w którym nie ma żadnych zdjęć i muszę powiedzieć, że zupełnie mi ich nie brakuje.

Ufal: Skoro muszę wybrać, to wybiorę aparat fotograficzny. Co prawda pozostawia więcej niedomówień, ale moim zdaniem dziennik podróży zawiera zapiski obciążone wrażeniami i podróżniczą euforią. Potem głowa zapomina, bo i tak wszystko zapisane. Tymczasem fotografia wymaga więcej wysiłku, żeby dobrze odtworzyć sytuację, ale dzięki temu nie jest obciążona stanem ducha z chwili zapisu.

 

KG: To się dobrze składa – połączmy to teraz. Pokażcie garść fotografii z Waszych podróży – tych ostatnich i tych starszych. Koniecznie z podpisami wyjaśniającymi moment naciśnięcia spustu migawki!

Dzięki za rozmowę i życzę, żeby świata do zwiedzania jednak tak szybko nie zabrakło :)

Pytał: Krzysztof Grabowski (fotowyprawy.com)

 

 

 

Pokaż to swoim znajomym
Skomentuj przez profil Facebooka