Wciśnięta pomiędzy Góry Bardzkie, Stołowe, Bystrzyckie i Masyw Śnieżnika jest rajem dla rowerzystów ceniących sobie nie tylko widoki, ale walory krajoznawcze poznawanych terenów. Startujemy z okolic Stronia Śląskiego, penetrując okolice szczytu Czarnej Góry i Śnieżnika.
Nareszcie dłuższy weekend. Od kilku dni śledzimy prognozy pogody i, mimo że wyglądają optymistycznie, za oknem wciąż szaruga, a temperatura znacznie odbiega od norm. Mija czwartek, późnym wieczorem zapada decyzja o wyjeździe.Wczesny, rześki, ale ku naszemu zadowoleniu, zalany słońcem poranek nie pozostawia alternatywy – pakujemy rowery do samochodu i wyruszamy w kierunku Kotliny Kłodzkiej. Dość sprawnie docieramy do Stronia Śląskiego, gdzie kupujemy mapę i decydujemy się na znalezienie kwatery w pobliskim Bolesławowie. Mała to miejscowość z dość ograniczoną bazą noclegową, ale – patrząc okiem rowerzysty – na pewno łatwiej będzie właśnie stąd, a nie z pobliskiego Stronia Śląskiego, wyruszać na szlaki. Ostatecznie lądujemy ze swymi bagażami w dość ciasnym pokoiku wielkiego ośrodka turystycznego o wdzięcznej nazwie „Bolko”. Mury obiektu pamiętają czasy głębokiego socjalizmu, ale sympatyczna obsługa w połączeniu z przyzwoitą kuchnią są zadowalającą rekompensatą.
Ruszamy w trasę. Głównym celem jest oczywiście zdobycie Śnieżnika. To jednak zostawiamy na kolejny dzień, bo najpierw potrzebna jest rozgrzewka i rozpoznanie terenu. Przyjemnie jedzie się wzdłuż szumiącej Morawki. Przed Stroniem Śląskim, przy czarnym szlaku rowerowym mijamy Galerię Wapiennik – to stary, zabytkowy piec do wypalania wapna. W tej chwili nie pełni już swej pierwotnej funkcji, a miejsce wypełnia galeria prac grafika Jacka Rybczyńskiego. Ciekawostką jest, że w jednej z górnych kondygnacji budynku osiedliły się rzadkie nietoperze – podkowce małe. Dzięki zamontowaniu kamery na podczerwień stworzono tu jedyne w Polsce obserwatorium tego gatunku nietoperza. My, niestety, nie zauważyliśmy żadnych skrzydlatych ssaków. W końcu o tej porze na pewno siedziały, a właściwie spokojnie zwisały głowami w dół gdzieś w mrocznych zakamarkach, czekając na porę łowów. W Kletnie musimy dokonać wyboru – czy zwiedzamy Jaskinię Niedźwiedzią, czy też uparcie wspinamy się na niedaleki szczyt Czarnej Góry. Chociaż perspektywa podziwiania stalaktytów i stalagmitów, a do tego szkieletu niedźwiedzia jaskiniowego jest bardzo kusząca, my rozpoczynamy wspinaczkę w górę czerwonym szlakiem. Zatrzymujemy się jednak przy kolejnej atrakcji. To prywatne, powstałe z pasji Muzeum Ziemi. Wejścia strzeże ogromny mamut, ale dopiero wnętrza ukazują prawdziwe cuda natury: kamienie, minerały i skamieliny z różnych miejsc na świecie. Obejrzeć można nawet odciski łap dinozaurów z Gór Świętokrzyskich oraz skamieniałe gniazda z jajami jurajskich gadów. Opuszczamy muzeum i ruszamy dalej.
Stąd już niedaleko do celu i szybko naszym oczom ukazuje się Czarna Góra. Czy czarna, trudno powiedzieć, na pewno nieźle zaopatrzona w wyciągi narciarskie. Znajduje się tu dość duży ośrodek z trasami o różnym stopniu trudności. W sezonie rowerowym orczyki przechodzą w stan spoczynku, spokojnie czekając na pierwsze śniegi, ale wyciąg krzesełkowy pracuje na wysokich obrotach, wożąc turystów oraz młodych niepokornych bikerów, dla których Czarna Góra jest świetnym miejscem uprawiania ekstremalnych zjazdów typu downhill. Kilku takich śmiałków mamy okazję później zobaczyć. Trasa spod górnej stacji kolejki wydaje się być naprawdę interesująca dla amatorów takiego rowerowania. Jeden z zamaskowanych po czubek głowy szaleńców, puszczając się w dół, rzuca do nas, że to najtrudniejsza trasa zjazdowa w Polsce. Na szczyt Czarnej Góry prowadzi asfaltowa ścieżka rowerowa i ją wybieramy. Ta kończy się przy wieży nadajnika telewizyjnego. Stąd trochę na wyczucie, momentami prowadząc rowery, dostajemy się na szczyt, gdzie widoki na okolicę podziwiamy z drewnianej ambony. W drodze powrotnej, przejeżdżając przez przełęcz Puchaczówka, wstępujemy do bacy na świeżą, chłodną żętycę, która – jak twierdzą niektórzy – jest lepsza od piwa. Korzystamy z długiego dnia, snując się przez leśne trakty zielonym szlakiem prowadzącym wprost do Stronia Śląskiego.
Wycieczka na Śnieżnik to dla górskiego rowerzysty nie lada gratka. Zarówno od strony Stronia Śląskiego, Siennej, jak i Międzygórza prowadzi doń wiele szlaków pieszych i niemało rowerowych. To, na który się zdecydujemy, zależy od miejsca startu i tego, co chcemy po drodze zobaczyć. My wybieramy takie ścieżki, które pozwalają dostać się do celu z Bolesławowa i nie powtarzać szlaków przebytych poprzedniego dnia. Kosztem niemałego wysiłku, jednak bez prowadzenia roweru, podjeżdżamy do schroniska PTTK „Na Śnieżniku”, stojącego na wysokości 1218 metrów n.p.m.
Duży, pokryty niebieskim dachem budynek to najstarsze schronisko na ziemiach polskich. Jego serce, tak zwana „Szwajcarka”, zostało ufundowane przez księżną Mariannę Orańską, która w 1838 roku kupiła tereny Międzygórza i zajęła się promocją wsi jako letniska. W 1869 roku przejęła tereny na hali pod Śnieżnikiem i specjalnie ze Szwajcarii sprowadziła górala, aby tu postawił budynek zwany „Szwajcarką”, obecnie stanowiący główną część schroniska. Później wybudowano do niego drogę i rozbudowano. Gruntowną modernizację przypadającą na lata 80. schronisko zawdzięcza ówczesnemu kierownikowi Zbigniewowi Fastnachtowi, miłośnikowi gór i znanemu działaczowi turystycznemu. Dziś schronisko nosi jego imię. Ciekawostką jest fakt, że jeszcze na początku XXI wieku w budynku nie było stałej elektryczności. Obecnie prąd dostarcza wybudowana specjalnie na te cele elektrownia wodna. Wewnątrz panuje typowa dla sudeckich schronisk atmosfera. W powietrzu unosi się zapach świeżego jadła, po które cierpliwie stoją w kolejce strudzeni turyści. Spod schroniska już niedaleko na szczyt. Jednak dla rowerzysty to właśnie w tym miejscu rozpoczynają się prawdziwe schody. Na naprawdę dobrym sprzęcie oraz przy niezłej zwinności i kondycji można próbować wjeżdżać. Pewne jest jednak, że często trzeba będzie po prostu pchać rower. Dość ostry i kamienisty szlak skutecznie ogranicza nasze możliwości podjazdu. Rozległy szczyt Śnieżnika wznosi się na wysokości 1425 metrów n.p.m., co rekompensuje nam wcześniejsze utrudnienia, ukazując piękną panoramę górską, zarówno po polskiej, jak i po czeskiej stronie. Kiedyś widoki musiały być jeszcze wspanialsze, a to za sprawą wieży widokowej, po której obecnie zostały ślady w postaci resztek fundamentów i wizerunku świetnie prezentującego się już tylko na kartkach pocztowych i obrazach w schronisku. Jaka szkoda, że taka ciekawa budowla została przez polskie władze powojnie zaniedbana i ostatecznie w latach 70. zburzona.
Dla Czechów Śnieżnik odgrywa równie ważną rolę, a jego symbolem jest niezbyt duża kamienna rzeźba słonia, która przywędrowała tu w latach 30. XX wieku, z inicjatywy członków grupy artystycznej Jescher, zaprzyjaźnionych z ówczesnym dzierżawcą schroniska. Nazwa grupy w języku niemieckim miała pochodzić od odgłosu, jaki wydaje kichający słoń. Obecnie symbol słonika spotykamy na wielu pamiątkach, a te można kupić w okolicznych miasteczkach po czeskiej stronie granicy.
Kiedy spojrzymy na mapę Kotliny Kłodzkiej i okolic na południe od Stronia Śląskiego, niedaleko granicy wzrok przykuwa droga prowadząca z przełęczy Płoszczyna do Starégo Města pod Sněžníkem. Jej początkowy serpentynowy odcinek zachęca nas do zbadania tej trasy w trzeci dzień weekendu. Wspinamy się więc początkowo pieszym żółtym szlakiem na Przełęcz Staromorawską, a następnie ścieżką asfaltową do przejścia granicznego na przełęczy Płoszczyna na wysokość 817 metrów n.p.m. Stąd czeka na nas iście przyjemny, bo długi i szybki, zjazd szeroką i mało uczęszczaną czeską drogą. To prawdziwa przyjemność po trudach wczorajszej wspinaczki na Śnieżnik. Mijamy zjazd na dość dobrze rozreklamowany i oznaczony ośrodek narciarski w Kunčicach i niedługo potem znajdujemy się w Starym Měście. Cichą, ale sympatyczną miejscowość opuszczamy po zakupie pamiątek i krótkiej sesji fotograficznej. Przez miasteczko przechodzi ścieżka dydaktyczna prowadząca do bunkrów z lat 1937-1938, której jednak nie polecamy na rowerowy spacer. Swobodnie można przemierzyć ją pieszo.
Ze Stérego Města, po niezłej wspinaczce wzdłuż wyciągu krzesełkowego, trafiamy do schroniska Palasz na wysokości 1124 metrów n.p.m. Miejsce niezwykle urokliwie położone i atrakcyjne przez okrągły rok. W sezonie letnim przyciąga zwolenników turystyki pieszej i górskiej jazdy na rowerze. Szczególnie dużo jest tych ostatnich. Sądząc zaś po solidnej zabudowie ośrodka narciarskiego, zimą muszą przyjeżdżać tu również liczni amatorzy białego szaleństwa. Po zakupionym w schronisku obiedzie korzystamy ze wspaniałej słonecznej pogody, chwytając pierwszą w tym roku solidną dawkę promieni słonecznych. Czas mija zbyt szybko. Pozostaje już tylko czerwonym szlakiem zamknąć pętlę na przełęczy granicznej i obrać drogę powrotną.
Do Kotliny Kłodzkiej przyjeżdżamy kiedy pozwala na to czas. Za każdym razem poznajemy nowe tereny, zawsze interesujące krajobrazowo, idealne na przemierzanie ich na dwóch kółkach. Przy tym pełno tu miejsc o ciekawej historii, których poznanie daje wiele satysfakcji. Czasem odkrywa się prawdziwe perełki.
Więcej zdjęć:
Trasa: Bolesławów > Stara Morawa > Kletno > przełęcz Żmijowa Polana > Czarna Góra (szczyt) > Czarna Góra (stacja ośrodka narciarskiego) > Jaworowa Kopa > Przełęcz Żmijowa Polana > Sienna > przełęcz Puchaczówka > Stronie Śląskie > Bolesławów – 35 km
Trasa: Bolesławów > Przełęcz Śnieżnicka > Schronisko PTTK „Na Śnieżniku” > Śnieżnik > Schronisko PTTK „Na Śnieżniku” > Przełęcz Śnieżnicka > Przełęcz Staromorawska > Bolesławów – 32 km
Trasa: Bolesławów > Przełęcz Staromorawska > przełęcz Płoszczyna (przejście graniczne) > Staré Město pod Sněžníkem > Palasz > Bolesławów – 48 km
Dla każdego, kto ma rower górski, nie boi się zjazdów i podjazdów
Opublikowane w: Rowertour 3/2011
Tekst: Grażyna Pastuszka
Zdjęcia: Krzysztof Photograb Grabowski