Weekendowa pogoda końca maja pozwoliła znów ruszyć w Beskidy. Aparat fotograficzny powędrował do przeglądu, więc zaopatrzony w telefon komórkowy z aparatem 3,2 MPix ruszyłem w duecie na trasę. Wyglądało, że będzie sielankowo, a ostatecznie wyszło całkiem ładnie, bo suma przewyższeń zbliżyła się do 900 metrów, a to już dość sporo, zważywszy, że zjazdy były głównie asfaltowe, a podjazdy szutrowe i kamieniste. Dystans trasy to 30 km.
Zaczęliśmy w Wiśle Czarne koło charakterystycznego wodospadu. Ruszyliśmy w górę w kierunku zapory i dalej na Kubalonkę. Po drodze kolejny już raz w naszej rowerowej karierze minęliśmy słynny Zameczek, czyli Rezydencję Prezydenta RP, którego do życia przywrócił i ponownie powołał do swoich celów wypoczynkowych Prezydent Aleksander Kwaśniewski. Pamiętam, że w owym czasie wyremontowano makabrycznie dziurawą drogę dojazdową. Ale ponieważ Prezydent dojeżdżał do Zameczku pewnie z dołu, od Wisły Czarne, to wyremontowano tylko dolny odcinek. Zamek leży mniej więcej w połowie drogi na Kubalonkę. Górną część poprawiono dopiero dużo później.
Na Kubalonce jedziemy główną szosą w dół w kierunku Istebnej, ale dość szybko, koło drewnianego zabytkowego kościoła odbijamy w prawo do niewielkiego Osiedla Kubalonka. Przyznam szczerze, że byłem tu pierwszy raz. Fajną asfaltową drogą zjeżdżamy w dół, by za chwilę wspinać się ponownie pod górę. Po drodze mijamy Izbę Pamięci Jerzego Kukuczki, którą prowadzi jego żona w rodzinnym domu w przysiółku Wilcze nr 340. Kto nie wie (a to wstyd), temu przypomnę krótko, że Kukuczka to himalaista, który jako drugi człowiek na świecie skompletował Koronę Himalajów, czyli wszedł na wszystkie 14 szczytów przekraczających wysokość 8 tysięcy metrów. Mimo, że był drugi, to zrobił to w takim stylu, który do dziś nie został powtórzony (wytyczał nowe drogi, chodził w ekstremalnie trudnych warunkach zimowych, nie używał butli z tlenem). Dwa lata później zginął na Lhotse. Był wielki.
My jedziemy teraz szlakiem zielonym, a potem razem z żółtym na Kiczory. Walczymy z kamieniami, ale drogę z niewielkimi prowadzeniami rowerów udaje się jakoś pokonać. Na Kiczorach są interesujące skałki. Dalej już dość łatwo osiągamy Stożek. Z dołu przywozi turystów kolejka krzesełkowa, a na szczycie jest schronisko. Mimo poczucia lekkiego głodu nie decydujemy się na zakup obiadu, bo ceny ustalono tu chyba dla jakichś VIP-ów. Wracamy kawałek tą samą drogą i szybko odbijamy na fajny trawers, a właściwie single-track niebieskim szlakiem. Zjeżdżamy do Wisły Głębce – tam, gdzie Polskim Kolejom Państwowym skończyły się szyny i dalej przez Nową Osadę dostajemy się do punktu startu naszej pętli.
Ponieważ nie mogę pochwalić się zbyt spektakularnymi zdjęciami – załączam do galerii fotki z komórki, to jako bonus prezentuję trasę naszej wycieczki wpisaną w mapę Google (najlepiej przełączyć się na tryb satelitarny). Trasa wizytuje te same miejsca, co inna, starsza propozycja, ale wiedzie innymi drogami. Mimo wszystko warto zapoznać się z alternatywą opisaną w relacji Kolorowa pętla Wisła – Koniaków.
[nggallery id=72 template=caption]