Od dziecka czerpie energię z natury. Żyje i uczy żyć w harmonii z przyrodą. Prowadzi szkołę, w której pokazuje jak przetrwać w lesie, czym się w nim karmić, z czego i jak przygotować potrzebne narzędzia, ozdoby, kosmetyki… Kobieta niosąca przez las kaganek zielonej oświaty. Zapraszamy na wywiad z Kasią Mikulską.
Wywiad z Kasią Mikulską, właścicielką firmy edukacyjnej W Miejskiej Kniei, współautorką książek o kuchni survivalowej, miłośniczką bushcraftu i natury
Dzień dobry, nazywam się Katarzyna Mikulska i kocham żyć w lesie – to moje uzależnienie. Nie umiem inaczej. Miałam krótki epizod – 12 lat mieszkania w Łodzi, ale wróciłam do mojego lasu. Uwielbiam śpiewać, tańczyć i dobrze zjeść. Nie stronię od dobrego towarzystwa. Jestem uparta i pełna fobii – boję się wody i wysokości. Nie umiem się podporządkować, dlatego prowadzę własną firmę edukacyjną W Miejskiej Kniei. Lubię spełniać marzenia innych – dlatego napisałam, z kolegą Arturem Bokłą, trzy książki. Okazało się, że też lubię pisać. Miała być jedna a wyszły trzy… A tak na poważnie to jestem zwykłą Kaśką z lasu :)
Wszystkie zdjęcia są własnością Katarzyny Mikulskiej
Close to Nature: Kobieta i bushcraft – jak zrodził się pomysł na powstanie Szkoły Rzemiosła Leśnego (wcześniej Szkoły Rzemiosła Survivalowego)?
Kasia Mikulska: Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że podświadomie tak kierowałam swoim losem, że wróciłam w rodzinne strony po 12 latach życia w Łodzi. Od 2014 roku prowadzę firmę edukacyjną W Miejskiej Kniei (od 2004 roku współpracowałam z różnymi instytucjami, dla których prowadziłam warsztaty i kursy zielarskie, kulinarne i ekologiczne w całej Polsce), gdzie krzewię słowo zielone wszędzie, gdzie chcą mnie słuchać. Ale nie byłabym sobą, gdybym pozostała przy zielarstwie, działaniach ekologicznych i dzikich roślinach jadalnych. Wśród moich gości coraz więcej zaczęło pojawiać się ludzi związanych z survivalem, bushcraftem, outdoorem. Wtedy też spotkałam Arka Częstochowskiego, który zaprosił mnie do udziału w pierwszej edycji Survival Manii. I zgodziłam się. Przy okazji poznałam Artura Bokłę, z którym nawiązała się współpraca (grudzień 2015 r.) jako Szkoła Rzemiosła Survivalowego. W ramach tego projektu (projekt w ramach W Miejskiej Kniei) ruszyliśmy z warsztatami ogniowymi, survivalową kuchnią, potem 7-dniowymi pobytami w lesie. Przez pierwszy rok warsztaty skierowane były do wszystkich. Nie było podziału. Zresztą większa część odbiorców to byli panowie. Potem coś się stało. Może to, że większość szkoleń prowadziłam ja? Artur po pierwszym roku działań, zaczął pojawiać się tylko na niektórych warsztatach. Na warsztatach zaczęło pojawiać się więcej kobiet. I to wspaniałych kobiet! Tak poznałam przezwariowaną, cudowną Monikę Lasek z Sin Caminos. W mojej głowie urodził się pomysł, by tylko dla nich zrobić szkolenia. I tak od 2016 roku zaczęłam prowadzić 7 dni w lesie dla kobiet, a potem 5 i 2 dni w lesie dla kobiet. Artura praktycznie od 2018 roku na warsztatach nie było, a w 2019 roku nasze drogi na dobre się rozeszły. Dlatego postanowiłam zmienić nazwę na Szkoła Rzemiosła Leśnego. Bo nie ukrywam bliżej mi do bushcraftu niż survivalu.
Kobieta i bushcraft. Bushcraftem obecnie nazywa się to co robiłam w dzieciństwie i to co robi się na wsi nadal (uśmiech). Nie ukrywam, jest to bardzo męskie środowisko i czasami muszę udowadniać (na warsztatach zdarza się, że muszę wywalczyć pozycję wśród panów), że mam pojęcie o obozowaniu w lesie.
CtN: Czym Twoja szkoła różni się od innych kursów survivalowych?
KM: Niczym, bo ja nie uczę survivalu. Dlatego zmieniłam nazwę po odejściu Artura. Ja uczę umiejętności. Bushcraftu. Oczywiście one przydadzą się w sytuacji kryzysowej. Ale nacisk kładę na świadome bytowanie w lesie. Żadne ultralight. Żadne gry terenowe i udawanie katastrof. W ramach Szkoły Rzemiosła Leśnego człowiek zdobędzie umiejętności, które ułatwią mu życie w lesie, w górach, ale i w życiu doczesnym. Piec kopułkowy do wypieku chleba niejeden uczestnik wybudował w swoim ogrodzie i piecze w nim chleb, pizze i mięsa. Podobnie z wędzarnią czy domkiem w ogrodzie. Tak, tak (uśmiech). Taki super tata potem buduje w ogrodzie wypasiony szałas dla dzieciaków i jest zabawa! U mnie można nauczyć się wyplatania koszy np. z chmielu czy jeżyny. Z trawy robimy buty, torebki i koszyczki. W niejednej kuchni goszczą drewniane łyżki, moździerze i kubki. I to właśnie jest piękne! Po warsztatach ludziki wracają do domu obładowani własnym rękodziełem i używają go na co dzień! Pokazuję, że nie trzeba mieć tony sprzętu, by w lesie czuć się jak w domu. Oprócz rękodzieła ludzi garnie do dzikich roślin jadalnych. Nie dziwię się. W dobie pędzonych warzyw, oprysków i przetworzonego jedzenia. Dlatego uczę rozpoznawać i użytkować kulinarnie, leczniczo i kosmetycznie dobra Matki Natury.
CtN: Do kogo skierowane są prowadzone przez Ciebie zajęcia?
KM: Do wszystkich! W Miejskiej Kniei to firma edukacyjna, która nie ma granic wiekowych. Najmłodszym uczestnikiem był 3 latek a najstarszym 91 letni Pan Zbigniew (uśmiech). Jak to mówię od przedszkola do Opola! Płeć też nie gra roli.
CtN: Czy mężczyźni chętnie biorą udział w szkoleniach organizowanych i prowadzonych przez kobietę?
KM: Czasami muszę wywalczyć pozycje w grupie. Ale to rzadko. Ja mam specyficzne postrzeganie życia w lesie i to kłóci się z podręcznikowymi mądrościami. Dlatego bez względu na płeć, czasami się kłócę i udowadniam swoje racje (śmiech). Doskonałym przykładem są noże. Tak, tak – noże. Na 7 dni w lesie ludziki zabierają przeróżne noże. Panowie zapytani jaki nóż wzięli, potrafią poematy o nich śpiewać (śmiech). Tylko że 60% (tak, tak 60%) nie nadaje się do prac obozowych. Bawią mnie zwłaszcza noże z milionami różnych krawędzi tnąco – szarpanych na jednym ostrzu. Weź takim nożem obierz bulwy, korzenie lub wystrugaj łyżkę (śmiech). Gdy krytykuję – merytorycznie i delikatnie – ów nóż, mam pełną świadomość, że do końca szkolenia ów człek będzie mi udowadniać, że nie mam racji. Na szczęście mam zawsze dużo plasterków (śmiech).
CtN: Skąd u Ciebie wiedza na temat ziół i dziko rosnących roślin jadalnych?
KM: U mnie w domu jada się dzikusy. Moja Ciocia Honorka była akuszerką i leczyła ziołami. A że opiekowała się nami jak rodzice byli w pracy to wiedza sama wlazła do głowy. Poza tym miałam dwie sąsiadki: jedna była Wioskową Babką, a druga po prostu sąsiadką pachnącą różami (uśmiech). Jestem dzieckiem PRLu, gdzie najpierw leczono mlekiem z miodem i czosnkiem, kładziono bańki… Potem już rozwijałam swoją wiedzę poprzez samodoskonalenie. Byłam wolontariuszem u Ojców Bonifratrów w Łodzi, wolnym słuchaczem na Akademii Medycznej w Łodzi i dużo czytam. Eksperymentuję kulinarnie, bo kocham gotować i karmić ludzi (uśmiech).
CtN: Do czego, prócz gotowania i przygotowywania przetworów wykorzystujesz zbierane przez siebie zioła?
KM: Mam ziołową apteczkę w domu. Moja piwnica jest pełna weków, nie tylko z uprawnych warzyw i owoców. No i kosmetyki naturalne.
CtN: W jaki sposób pogłębiasz swoją wiedzę, z kim współpracujesz i z czego czerpiesz inspiracje?
KM: Obecnie dużo czytam literaturę medyczną i fitoterapeutyczną. Uwielbiam stare książki kucharskie, które mnie inspirują do eksperymentowania kulinarnego. Moim guru jest Irena Gumowska. Jej książki to skarbnica wiedzy medyczno – kulinarnej.
CtN: Opowiedz o organizowanych przez Ciebie cyklicznych zlotach: Zlot Zielarski, Zlot Szeptuch, Survival Mania
KM: To są imprezy które robię od kilku lat.
Zaczęło się od Survival Mani, gdzie byłam prowadzącą, a potem współorganizatorką. To typowy zlot dla miłośników bushcraftu, survivalu, outdooru i po prostu wypoczywania na łonie natury. W ramach tego zlotu odbywają się prelekcje, panele dyskusyjne i warsztaty z wcześniej wymienionej tematyki. Zapraszamy różnych gości i wystawców, by pokazać jak wszechstronne jest to środowisko.
Zlot Zielarski to impreza tematyczna. Co roku motywem przewodnim jest inny temat, na przykład w tym roku tematem był: „pożyteczni zabójcy”. Wszystkie prelekcje i warsztaty poruszały temat trujących roślin. Współorganizowałam ją z Mead Ladies, a w przyszłym roku będę organizować go z Zielarskim kącikiem Kari.
Zlot Szeptuch to impreza, którą organizujemy rodzinnie. To w sumie festiwal ludzi mocy. Prelegenci i uczestnicy to ludzie, którzy oprócz doczesnego życia widzą coś więcej. Łakną „magii”, a niektórzy z nią pracują. Prelegentami są: Wiedunki, Wioskowe Babki, Kaszubskie Ciotki, Szamani, Buddyści… Na tym festiwalu można poznać różne ścieżki religijno filozoficzne.
CtN: Masz na swoim koncie kilka publikacji i książek, co w nich znajdziemy?
KM: W „Kuchni Survivalowej” (dwie części) znajdziecie techniki gotowania w terenie bez ekwipunku. Opisaliśmy, jak zrobić pojemnik z kory, jak ugotować zupę kamieniami, jak, w czym i czym uwędzić owoce czy mięso. Są też przepisy na naprawdę smaczne dania. W trzeciej książce „Zdrowie z natury. Kawy i herbaty z łąk i lasów” znajdziecie przepisy, jak samemu zrobić smaczną kawę lub herbatę. Wiele w niej inspiracji do leśnych eksperymentów.
CtN: Jakie są Twoje plany na przyszłość, czym jeszcze chciałabyś się zająć?
KM: (śmiech). Nie wiem! Mam kilkadziesiąt pomysłów! Obecnie tworzę u siebie trzecie miejsce na warsztaty: dwie półziemianki i chata dymna. Będę tam prowadzić warsztaty okraszone epoką kamienia, wczesnośredniowieczną i traperstwa. W zamyśle mam też chatę z bali, walkę z fobiami – zwłaszcza wodną. Mam dość kreatywną wyobraźnię, w myśl Georga Bernarda Shaw: „Wyobraźnia jest początkiem tworzenia. Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz, chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu tworzysz to, czego chcesz”.
CtN: Dziękujemy za rozmowę. Powodzenia!
Kontakt do Kasi Mikulskiej
W Miejskiej Kniei, e-mail: podkomorzyna@gmail.com
Wywiad z Kasią przeprowadził Close to Nature. Znajdziesz nas: instagram
[smart-grid row_height=”150″ last_row=”justify” margins=”1″ style=”8″ captions_color=”#8eba4d” captions_opacity=”0.85″ font_type=”google” google_font=”Roboto” font_size=”0.8em” lightbox=”image”]
[/smart-grid]