Inspirujemy do aktywnego spędzania czasu poza domem na własną rękę lub z wartymi polecenia organizatorami.

Good Morning Vietnam! – Wietnam część I – Hanoi

Good Morning Vietnam! – Wietnam część I – Hanoi
Pokaż to swoim znajomym

Pomysł na podróż do Wietnamu tlił się od pewnego czasu podsycany instynktowną potrzebą wyjazdu gdzieś w odległe, egzotyczne zakątki i wyrwania się z tej cholernie poukładanej Europy. Pewnego grudniowego wieczoru, kiedy wspominaliśmy zabawne chwile z poprzednich wypraw padło hasło „a może by tak do Wietnamu?”. Niedługo trzeba było czekać na skompletowanie ekipy sześciu śmiałków gotowych podjąć kolejne wyzwanie. Zorganizowaliśmy więc bilety lotnicze, wizy i pierwszy nocleg w Hanoi. Reszta miała potoczyć się już spontanicznie na miejscu.

26 kwietnia o godzinie 8:30 wylądowaliśmy na lotnisku Noi Ban w Hanoi. – „Good Morning Vietnam!” – wyrwało nam się z piersi.

Wietnam przywitał nas ciepło. Dało się to odczuć po wyjściu z klimatyzowanego terminalu. Przed nim czekał już na nas Wietnamczyk trzymający oburącz kartkę z imieniem Elizabeth. Stał wśród gromadki jemu podobnych, niczym na manifestacji ekologów broniących rzadkiego gatunku ślimaka. Na zatłoczonym podjeździe sprawnie zapakowaliśmy nasz bagaż do niewielkiego busa. Miło uśmiechający się, ni w ząb nie znający angielskiego kierowca szybko wymanewrował auto na drogę w kierunku stolicy.

Trasa z lotniska do Hanoi zajęła około 40 mHanoiinut. Opuściwszy lotnisko przemieszczaliśmy się autostradą, na której natężenie ruchu rosło w miarę zbliżania się do stolicy. Po przekroczeniu mostu na rzece Red River wjechaliśmy w nurt samochodów, skuterów, rowerów i pieszych, którzy poruszali się we wszystkich kierunkach bez respektowania jakichkolwiek przepisów ruchu drogowego. Obowiązywała tylko jedna zasada – większy ma pierwszeństwo. Pomimo tego całego zamieszania ruch odbywał się sprawnie, choć przy nieustającym dźwięku klaksonów.

Naszą uwagę w szczególności przyciągały skutery, które są najliczniejszym i najpopularniejszym środkiem transportu w Wietnamie. Ku naszemu zaskoczeniu zauważyliśmy, że przewożone jest nimi niemal wszystko. Od zwierząt (kur i kaczek zapakowanych w klatki, zdarzały się nawet prosiaki) po ładunki niejednokrotnie przewyższające swymi gabarytami sam pojazd: łóżka, komody, deski, olbrzymie paki z napojami i innymi towarami. Zaskakująca była również liczba pasażerów podróżujących się na jednym skuterze. Często były to całe cztero- lub nawet pięcioosobowe rodziny. I jakoś nikomu to nie przeszkadzało.

NHanoiasz BUS podjechał pod Hanoi Old Centre Hotel w samym centrum starego miasta (dzielnica Hoàn Kiếm), położonego nieopodal jeziorka Hoan Kiem. Z hotelu wyszły do nas przesympatyczne osoby z obsługi hotelowej, które pomogły nam wnieść do środka bagaże. Ugoszczono nas owocami, sokami, kawą, herbatą i pysznymi mufinkami (serwis dostępny za free podczas całego pobytu w hotelu). W recepcji czekała na nas rozgadana i uśmiechnięta May, od której udało nam się uzyskać cenne informacje na temat Wietnamu jeszcze podczas planowania podróży. Zasypała nas dodatkową porcją przydatnych informacji oraz zaproponowała pomoc w organizacji kolejnych etapów naszej wyprawy po Wietnamie.

Podczas podróży ze wschodu na zachód i z południa na północ Wietnamu do Hotelu Old Centre wracaliśmy kilkakrotnie. Jak wędrowców powracających do domu obsługa hotelu zawsze witała nas uśmiechem, by po chwili w rodzinnej atmosferze zasiąść z nami przy stole. Podczas tych spotkań, planując kolejną podróż w odległe zakątki Wietnamu, dzieliliśmy się z nimi naszymi wrażeniami z już odwiedzonych miejsc.

Zasadniczo zaplanowanie podróży po ciekawych i wartych odwiedzenia miejscach Wietnamu nie jest trudne. Na miejscu w Hanoi i we wszystkich większych miastach dostępna jest niezliczona ilość biur podróży, które pomagają zorganizować wycieczki do najciekawszych zakątków tego kraju. Zanim podejmie się decyzję o zakupie wycieczki czy organizacji trekkingu warto odwiedzić kilka biur. Ceny są bardzo zróżnicowane i dodatkowo należy je uparcie negocjować. Doświadczenie nauczyło nas, że w Wietnamie warto negocjować każdą cenę. Niestety, jak wszędzie, oprócz uczciwych i pomocnych osób spotkać można również i takie, którym zależy wyłącznie na szybkim wzbogaceniu.Hanoi

Pierwszy dzień pobytu w Wietnamie poświęciliśmy na dopracowanie kwestii organizacyjnych naszej dalszej podróży, zapoznanie się z wietnamską kuchnią oraz przystosowanie do gorącego i wilgotnego klimatu. Nasze organizmy potrzebowały „przestawienia” w czasie o 5 godzin do przodu. Chwili zastanowienia wymagało również zrozumienie angielskiego z wietnamskim akcentem (np. bajskul to rower, kejs to jaskinia).

Już pierwszego dnia podczas spaceru po Hanoi mieliśmy okazję przekonać się jak uciążliwe, dla nieprzywykłego turysty, jest poruszanie się pieszo po zatłoczonych ulicach wietnamskich miast. Odnieśliśmy wrażenie, że każdy pojazd czai się i tylko czeka by rozjechać przechodnia, który usiłuje przejść na drugą stronę ulicy. Zielone światło dla pieszych oznacza tylko: „możesz wejść na przejście na własną odpowiedzialność – spróbuj uniknąć rozjechania”. Aby przedrzeć się na drugą stronę ulicy w miejscu gdzie nie było sygnalizacji świetlnej należało energicznie wejść na jezdnię i zatrzymując się przed każdym nadjeżdżającym pojazdem, pozwalać omijać się ze wszystkich stron nie zwracając przy tym uwagi na wszechobecne „klaksonienie”.

Co warto zobaczyć w Hanoi

Hanoi jest stolicą i drugim co do wielkości po Ho Chi Minh (dawny Sajgon), miastem Wietnamu. Wszyscy kojarzą Wietnam z deltą jednej z jego największych rzek – Deltą Mekongu (południe Wietnamu), ale mało kto wie, że na północy Wietnamu znajduje się jeszcze jedno rozlewisko – Delta Red River. Hanoi usytuowane jest na prawym brzHanoiegu głównego koryta tej rzeki.

Mimo wielokrotnych zniszczeń, w Hanoi wciąż znaleźć można wiele zabytków starej architektury, najliczniej występujących na Starym Mieście (dzielnica Hoàn Kiếm). Obiekty, które warto zobaczyć, rozmieszczone są w znacznej odległości od siebie. Dla zaoszczędzenia czasu podczas wycieczki najlepiej korzystać z lokalnych środków transportu (taxi, ryksza). Jeśli jednak na zwiedzanie stolicy przewiduje się więcej niż jeden, czy dwa dni, gorąco polecam spacer szlakiem kolejnych atrakcji turystycznych.

Wśród nich na pewno warto zobaczyć Pagodę na Jednej Kolumnie z 1042 roku, Świątynię Literatury z 1070 roku, Mauzoleum Hồ Chí Minha, czy neogotycką Katedrę św. Józefa. Warto przespacerować się również wokół jeziorka Hoan Kiem ze świątynią Ngoc Son pośrodku oraz przejść się po dzielnicy francuskiej, gdzie znajduje się słynna Opera House.

HanoiPrzemierzając ulice Hanoi nie sposób nie zauważyć wszechobecnych symboli państwowych Socjalistycznej Republiki Wietnamu – czerwonych flag ze złotą gwiazdą. Pięć ramion gwiazdy symbolizuje: chłopów, robotników, żołnierzy, inteligencję i młodzież. Flagom zwykle towarzyszą dobrze nam znane narzędzia gospodarcze – sierp i młot. Mnogość napotykanej symboliki państwowej wiązała się z przypadającym na 30-tego kwietnia świętem narodowym. Podczas naszego pobytu byliśmy świadkami uroczystych obchodów 40-tej rocznicy zakończenia wojny wietnamskiej. Tego wieczoru z dachu naszego zaprzyjaźnionego hotelu mogliśmy podziwiać spektakularne rozbłyski sztucznych ogni wystrzeliwanych różnobarwną kanonadą w centrum Hanoi nad jeziorem Hoàn Kiếm.

Urokliwe jeziorko Hoàn Kiếm przyciąga w swe pobliże rzesze turystów oraz lokalnych mieszkańców. Ze wszystkich stron jest ono otoczone ruchliwymi ulicami, po których w każdej minucie, przetaczają się setki roztrąbionych pojazdów. Pomimo hałasu dochodzącego z ulic deptak wokół jeziora wydaje się być doskonałym miejscem, w którym mieszkańcy Hanoi od wczesnych godzin porannych uprawiają gimnastykę lub ćwiczą układy taneczne salsy, tanga czy cha-chy zarówno w licznych grupach jak i solo. HanoiWśród mieszkańców wietnamskich miast dużym zainteresowaniem cieszą się również przygotowane na chodnikach miejsca do rozgrywania meczy badmintona. Spacerując po Hanoi, mieliśmy niejednokrotnie okazję przyglądać się takim spotkaniom towarzyskim z rakietką w ręku.

Planując podróż po Wietnamie napotkaliśmy w przewodnikach na wiele informacji na temat Wodnego Teatru Lalek w Hanoi. Water Puppet Theatre gorąco polecała nam obsługa naszego hotelu, a także grupka gimnazjalistów, która zaczepiła nas nad Jeziorkiem Hoàn Kiếm. W ramach lekcji mającej na celu praktyczne pogłębianie znajomości języka angielskiego, uczniowie zachęcali zagranicznych turystów do rozmowy. Dzięki miłej konwersacji sporo dowiedzieliśmy się między innymi o potrawach i egzotycznych owocach, których warto spróbować będąc w Wietnamie.

Idąc za radą lokalnych bywalców kupiliśmy bilety na popołudniowe przedstawienie w teatrze lalek. Przedstawienie, którego jak mówili nie można przegapić – po prostu must-see.

Czy rzeczywiście jest to obowiązkowy punkt wizyty w Hanoi? Wszystko zależy od tego na co nastawia się widz. Moim zdaniem teatr lalek warto odwiedzić z co najmniej trzech powodów:

  1. jest to jedyny na świecie teatr lalek na wodzie z ponad 1000-latnią tradycją,
  2. można w nim posłuchać autentycznej ludowej muzyki i śpiewu, jak również przyjrzeć się ciekawie skonstruowanym i niezwykle barwnym lalkom poruszanym za pomocą skomplikowanego systemu tyczek, rolek i sznurów przez stojących po pas w wodzie aktorów,
  3. pomieszczenie teatru jest klimatyzowane i umożliwia złapanie oddechu przed kolejnym zanurzeniem w upalne ulice Hanoi.

HanoiSamo przedstawienie i prezentowane podczas show historyjki najżywsze zainteresowanie wzbudziły wśród widzów w wieku 1-5 lat. Ale również na nas spektakl wywarł ogromne wrażenie. Z początku nie wiedzieliśmy jak go odbierać. Patrzyliśmy na siebie z głupkowatymi minami  i wzrokiem pytającym „czy aby dobrze trafiliśmy?” gdy przed nami na wodnej estradzie, w rytm orientalnych, skocznych melodii odgrywane były scenki z ludowych opowieści. W czasie obcowania z lokalną kulturą w dalszej podróży po Wietnamie, wyniesione z teatru lalek na wodzie wrażenia raz po raz powracały. Inspirowały nas one do „odgrywania” co bardziej wesołych epizodów obejrzanego spektaklu, to w pociągu, to w basenie czy w odwiedzanej przydrożnej knajpce.

Przebywając w Hanoi warto zagłębić się w zatłoczone i gwarne uliczki starego miasta. Od wczesnych godzin porannych kwitnie tam handel. Na chodnikach rozsiadają się przekupki oferujące owoce, mięso, pieczywo i gotowane jaja. Wokół krążą sprzedawcy wszelkiego sortu pamiątek, kwiatów, owoców i innych pyszności, które transportują na rowerach lub w koszach zawieszonych na dwóch końcach drąga, który handlarze cały dzień noszą na ramieniu (wietnamski styl handlu obwoźnego).

Wietnam kulinarnie

Podobnie od wczesnych godzin porannych rozpoczyna się uliczne gotowanie. Gdzie tylko jest to możliwe otwierają się „jednoosobowe restauracje” oferujące przechodniom zupki, pieczone banany oraz inne lokalne przysmaki.

A gdzie warto jeść? Wszędzie tam, gdzie zasiadają tłumy Wietnamczyków. Na ulicach, w tanich knajpkach obleganych przez „lokalesów” jedzenie jest pyszne, zimne piwo Tiger smakuje wyśmienicie, a wszystko serwowane jest w podwójnych porcjach i trzy razy taniej niż w restauracjach.

HanoiNa pewno warto spróbować przyrządzanych na różne sposoby lokalnych nudli. Podawanych z mięsem bądź z warzywami, których nazw w większości do tej pory nie udało nam się zidentyfikowaliśmy. Warto również spróbować pysznych wietnamskich zup oraz doskonale przyprawionych mięs i owoców morza. Nie można oczywiście pominąć wszechobecnego ryżu, który podawany jest do wszystkich potraw jak u nas chleb czy ziemniaki. Oczywiście konsumpcja odbywa się przy pomocy pałeczek, a dla nas trzytygodniowy trening sprawił, że aktualnie posługujemy się nimi z mistrzowską zręcznością.

Przemierzając Wietnam zajadaliśmy się również owocami. Tamtejsze ananasy to mistrzostwo świata: soczyste, słodkie i świeże. Równie pyszne są małe, słodkie jak miód banany czy kwaskowate mango i passiflora (męczennica jadalna), które najczęściej zamawialiśmy w postaci owocowych szejków. Próbowaliśmy również rambutana. Smakiem i sposobem obierania przypomina chińskie liczi. Nazwa owocu pochodzi od malajskiego słowa „rambutan”, który oznacza „owłosiony” bo prawdziwie włochatą ma skórkę. Na każdym straganie powszechnie dostępna jest także pitaja czyli smoczy owoc. Również za stosunkowo nieduże pieniądze można kupić jackfruit – owoc drzewa bochenkowego. Wiele się po nim spodziewaliśmy, ale raczej nie tego, że jego smak zemdli nas jak ostra jazda na karuzeli.

Natomiast absolutnym hitem był owoc duriana, którego nieprzyjemny zapach wyczuwalny jest już z daleka. Konsumpcję duriana przeprowadziliśmy pod Pagodą na Jednej Kolumnie. Nasze umęczone miny, podczas spożywania tego nie taniego owocu, który „walił jak tygodniowe skarpety” zainteresowały grupę turystów z Tajlandii – pochwalili się, że jest to Hanoiich narodowy owoc… Zapach duriana towarzyszył nam jeszcze w drodze na Fan Si Pan (nie byliśmy tym zachwyceni). Dopiero nocując w bazie pod szczytem najwyższej góry Wietnamu, zwany Wilkiem Alfa jeden z uczestników naszej wyprawy przyznał się, że zabrał na pamiątkę pestkę owocu i ma go w kieszeni plecaka. Cóż, na wypadek ataku dzikich zwierząt mieliśmy broń biologiczną w postaci „pesteczki durianeczka”.

Wracając do owoców, powaliła nas w Wietnamie cena jabłek. Kiedy Renia wyciągnęła rękę w kierunku pięknych i rumianych, tak zwyczajnych u nas owoców, przekupka śpiesznie rzuciła cenę, jakby z zamiarem zniechęcenia nas do zakupu. Okazało się, że cena tych nadzwyczajnych dla Wietnamczyków owoców wynosiła w przeliczeniu na polską walutę około 40 zł za kilogram. Przyszło nam więc się zadowolić ananasami, mango i inną tanią egzotyką.

Wszędzie na ulicach Hanoi można kupić soki ze świeżych owoców. Jednym z tańszych, bardzo orzeźwiających i najchętniej wypijanych przez nas w upalne dni był świeżo prasowany sok z trzciny cukrowej. Z sokiem tym wiąże się również bardzo zabawna historia. Przeczytacie (między innymi) o niej w kolejnych wspomnieniach opisujących odwiedzone przez nas zakątki Wietnamu.

Close to Nature: Znajdziesz nas: instagram

 

Pokaż to swoim znajomym
Skomentuj przez profil Facebooka
Close to Nature
Close to Nature tworzą Kasia i Lorenzo: Ona - tryskająca niewyczerpaną energią jest zafascynowana bushcraftem i survivalem. W swoich podróżach wybiera kierunki, gdzie w praktyce może sprawdzić nabytą wiedzę i zweryfikować teorie zaczerpnięte z poradników o sztuce przetrwania. On - poza akcją spokojny i zrelaksowany. Pasjonat gór, które zimą przemierza na skitourach, latem dzieląc czas między wspinaczkę w ferratach i klasyczny trekking. Połączyło ich zamiłowanie do natury. Wzajemnie nakręcali się do robienia rzeczy znajdujących się poza komfortem określanym tradycyjnie słowem turystyka. Razem… nie widzą przeszkód… Współtworzą FOTOWYPRAWY.COM dzieląc się swoimi wspomnieniami, fotografiami i doświadczeniem. Pokazują jak można obcować z przyrodą nie burząc jej piękna, jak korzystać z natury nie pozostawiając śladów swojej bytności i jak czerpać z niej pozytywną energię.