Pasmo Retezat jest częścią Karpat Południowych, jednym z najwyższych w Rumunii. Swą nazwę wywodzi od wierzchołka, którego… nie ma. W zamierzchłych czasach, podczas walki dwóch gigantów, szczyt góry Varful Retezat (2482 m n.p.m.) został ścięty mieczem, a całkiem niedawno stał się celem naszego trekkingu.
Tekst i zdjęcia: Michał Brzoza
Zaczynał się weekend, przy drogach wijących się wzdłuż górskich strumieni stało coraz więcej namiotów. Nasza Lancia, z łopoczącą za oknem polską flagą, pięła się coraz bardziej w górę. Rumuni odrywali się na moment od kiełbasek smażących się na grillach i machali do nas przyjaźnie. Po południu leżeli na kocach, popijając pyszne piwo Timisoara, a my wciąż gramoliliśmy się w górę, targając na plecach namiot, śpiwory i zapas jedzenia na kilka dni. Miłość – również do gór – wymaga poświęceń.
Pasmo Retezat osiąga wysokości bardzo podobne do polskich Tatr – i na tym kończą się podobieństwa. Powyżej 2000 metrów rozciągają się ogromne połoniny, przypominające raczej Bieszczady. Wokół kotłów polodowcowych słychać pobrzękiwanie dzwonków pasących się stad owiec. Wśród rumoszu skalnego gwiżdżą świstaki, ale dużo łatwiej jest wypatrzeć przechodzące osiołki. W tych „okolicznościach przyrody” znajduje się 80 jezior położonych na wysokości ponad 2000 metrów. Jest pięknie, a dodatkowym atutem rumuńskich gór jest fakt, że Unia Europejska jeszcze nie dotarła w nie ze swoimi regulacjami. Namiot stawia się tam, gdzie akurat zaczyna się noc. Ważne, by rano posprzątać i nie zostawić po sobie śladu. Można wskoczyć do krystalicznie czystej wody i zażyć kąpieli w górskim jeziorze. Kości same połamią się z zimna, ale na brzegu czeka przecież południowe słońce.
Drugą stroną tego medalu jest brak jakichkolwiek schronisk w Retezacie, a ratownictwo górskie trzeba ująć w ogromny cudzysłów. Szlaki turystyczne wprawdzie są oznaczone, ale tych znaków trzeba się naszukać. No i wcale nie muszą się one zgadzać z tym, co jest na mapie. W Retezacie nie znajdziesz noclegu i nie kupisz choćby szklanki herbaty, czy kawałka chleba. Wszystko trzeba wziąć z sobą – łącznie z doświadczeniem z innych gór. Może właśnie dlatego ta część Karpat wciąż jest tak piękna, że nie są to góry dla każdego.
Na trekking trzeba przeznaczyć cztery do pięciu dni, a najlepiej dojechać na miejsce samochodem – tym bardziej, że już sama jazda po rumuńskich drogach jest przygodą na długo pozostającą w pamięci.
Michał Brzoza – zakochany w górach wszelkich, a bez opamiętania w Nepalu. Prowadzi stronę N.E.P.A.L. (Never Ending Peace And Love). Oferuje swoje przewodnictwo po Nepalu i Himalajach w sposób inny niż z typowymi biurami podróży.