Inspirujemy do aktywnego spędzania czasu poza domem na własną rękę lub z wartymi polecenia organizatorami.

Widząc, nie widząc – wywiad z autorami projektu

Widząc, nie widząc – wywiad z autorami projektu
Pokaż to swoim znajomym

Za słowami „widząc, nie widząc” kryje się projekt dwóch fotografów – Michała Wojtysiaka i Krzysztofa Raconia, którzy odwiedzili ośrodek dla niewidomych dzieci w Rwandzie w Kibeho. Spędzili w nim kilka dni w lipcu 2011 roku, a teraz opowiadają nam o tym pomyśle. Dowiemy się sporo o wolontariacie, jako sposobie na podróż.

Widząc, nie widząc
Widząc, nie widząc (blurrystories.com)

Widząc, nie widząc

Projekt nie tylko fotograficzny Michała Wojtysiaka i Krzysztofa Raconia

 

Jesteście dwójką miłośników fotografii i podróżowania. Ostatni Wasz projekt fotograficzny miał miejsce w Rwandzie i dotyczył dzieci niewidzących i niedowidzących. Miejsc do fotografowania czy tematów na reportaże jest na świecie mnóstwo. Najtrudniej zwykle przychodzi zorganizować sobie wyprawę i ruszyć się z domu, a czasem jeszcze trudniej znaleźć ekipę chętną do egzotycznej wspólnej podróży. Chciałbym w naszej rozmowie poznać sposób, jaki Wy wybraliście, czyli wykorzystanie wolontariatu. Pozwoliło Wam to wyjechać do biednego afrykańskiego kraju i mieć bliską styczność z tamtejszymi ludźmi, a zwłaszcza dziećmi. To niezwykle interesujące i inspirujące dlatego powiedzcie czy wolontariat można nazwać sposobem na podróż?

Zdecydowanie tak. Myślę, że obie kwestie bardzo dobrze się uzupełniają. Odkrywając obcy kraj warto bowiem na jakiś czas przystanąć, zamieszkać w danym miejscu, poznać ludzi, ich społeczność, problemy z jakimi się zmagają… Wydaje mi się, że docieramy wówczas zdecydowanie głębiej w poznaniu nowej kultury. Nie jest to już wtedy tylko niecierpliwy bieg od punktu A na mapie do punktu B, choć nie ukrywam, że i to jest bardzo ekscytujące. Niemniej jednak, zatrzymując się na jakiś czas w danym miejscu, poświęcając swój czas danej społeczności w jakiś sposób się z nią wiążemy. Takie doświadczenie na dużo dłużej pozostanie w naszej pamięci, a ponadto będziemy mieć przeświadczenie, że coś również tam zostawiliśmy swojego. W naszym przypadku Szkoła dla Dzieci Niewidomych była jednym z celów podróży. I jak można było przypuszczać, tym doświadczeniem, które najbardziej zapisało się w naszej pamięci z całej wyprawy do Afryki.

Czy wolontariat jest dla każdego? Są jakieś ograniczenia, np. wiekowe?

Widząc, nie widząc
Widząc, nie widząc (blurrystories.com)

Nie sądzę by sam wiek był tutaj ograniczeniem. Zasadniczą kwestią jest jednak ogólny stan zdrowia, kondycja fizyczna, gotowość znoszenia trudów podróży, cierpliwość i wyrozumiałość. Najlepszym przykładem jest choćby przełożona Ośrodka w Kibeho Siostra Rafaela, którą pieszczotliwie nazywają Babcią. Pamiętam również jak na przejściu granicznym między Rwandą i Burundi spotkaliśmy sympatyczną starszą panią, amerykankę pracującą dla jednej z organizacji pomocowych. Myślę, że przede wszystkim trzeba być przygotowanym emocjonalnie, psychicznie. Skoro chcemy wnieść coś do tej społeczności, to musimy być pewni, że nie staniemy się dla niej ciężarem. Stąd właśnie kluczem bywa pokora, cierpliwość, uśmiech..

Ile to kosztuje, czyli czy trzeba mieć własne środki, by uczestniczyć w tego typu projektach?

Zwykle to niestety kosztuje. Warto jednak poszukać możliwości przyłączenia się do organizacji poszukujących wolontariuszy. Wtedy można liczyć na pewną rekompensatę w postaci wyżywienia, małego kieszonkowego itp. Są też specjalne projekty pomocowe, gdzie można uzyskać stypendium pozwalające odbyć taką podróż i wolontariat bez potrzeby angażowania własnych środków. Nie jest ich jednak wiele. Najczęściej trzeba niestety sięgnąć do oszczędności. A tu w zależności od kontynentu, kraju i regionów może być bardzo różnie.

Generalnie można powiedzieć, że mamy 3 grupy wydatków. Pierwsza to te jeszcze przed samym wyjazdem. To zwykle koszt szczepień, zakupu, ubezpieczenia, lekarstw, prowiantu, specjalistycznego sprzętu jeśli takowy potrzebujemy. Druga to koszty związane z dostaniem się na miejsce. Ogólnie uważa się, że połowę budżetu 3 miesięcznej podróży zwykle stanowią właśnie te 2 pierwsze kategorie wydatków. Pozostałe to już dzienne utrzymanie (Afryka Centralna okazała się tu nieprzyjemnie droga, zwłaszcza w zderzeniu z kosztami utrzymania w Azji Pd-Wschodniej), przejazdy, noclegi, napiwki, rozrywki i inne elementy budujące naszą przygodę.

Jak długo przygotowywaliście się do wyjazdu? Dużo było załatwień formalnych – jakieś pozwolenia, zaświadczenia, badania, etc.?

Widząc, nie widząc
Widząc, nie widząc (blurrystories.com)

Wydaje mi się, że nasz wyjazd i tak wypadł trochę na ostatnią chwilę. Ja planowałem go od kwietnia, natomiast Michał dołączył dopiero pod koniec maja, na nieco ponad miesiąc przed wylotem. Stąd też i bilet lotniczy był droższy. Jeśli chodzi o załatwienia, to najważniejsze z tych formalnych było uzyskanie zaproszenia od rezydenta z kraju, do którego się chce jechać, a które stanowi potem podstawę do uzyskania wizy na granicy. Ale to udało nam się uzyskać mailowo w kilka dni. Oczywiście ważną kwestią, i tu należy uważać na terminy, są szczepienia: cholera, WZW A i B, meningokoki, tężec itp. Dla wielu wyda się to może przesadzone, ale faktycznie przed wyjazdem sporo pochłonęły właśnie szczepienia. Razem z profilaktyką antymalaryczną, to był wydatek kilkuset złotych. Przygotowanie logistyczne do tego rodzaju podróży to połowa sukcesu. Wiele da się na szczęście znaleźć w Internecie – połączenia autobusowe, informacje o kraju, miastach, namiary na hotele. Panuje tu jednak jedna zasada: im łatwiej coś można znaleźć w sieci, tym jest to droższe w stosunku do pozostałej oferty na miejscu. Jak zawsze najlepiej pytać „zaufanych” ludzi na miejscu – napotkanych w barze, autobusie, kafejce internetowej itp.

Skorzystaliście z takiej możliwości pierwszy raz czy macie już większe doświadczenie? Z tego, co wiem Michał pracował, jako wolontariusz na miejscu, w Bielsku-Białej przy festiwalu fotograficznym „FotoArt Festival”. I chociaż to nie podróż, to zapewne i tego typu wolontariat jest ciekawym doświadczeniem pozwalającym znaleźć nowe, ciekawe kontakty..

Zawsze warto angażować się w działalność społeczną. Tym przyjemniej jeśli oczywiście można to łączyć z zainteresowaniami czy pasją. Tak Michał jak i ja współdziałaliśmy przy organizacji festiwali fotograficznych w Bielsku Białej i Krakowie. Na nie wszystko wystarcza oczywiście czasu, ale zawsze jest to bardzo pozytywne doświadczenie. A jak sam mówisz, często pozwala na nawiązanie kontaktów, poznanie innych osób o podobnych zainteresowaniach.

Co moglibyście doradzić osobom, które pierwszy raz chcą skorzystać z możliwości wyjazdu na zasadach wolontariatu?

Przede wszystkim chcielibyśmy je bardzo mocno zachęcić bo to naprawdę fantastyczna przygoda, która nie tyle pozostawia niezapomnienie wspomnienia, co też nie rzadko zmienia sposób patrzenia na życie. Najważniejsze to chyba zdroworozsądkowe podejście na jak długo możemy wyjechać, gdyż najczęściej finansujemy to z własnych oszczędności. Czasem uda się znaleźć sponsora – czy to prywatnego, czy tez instytucjonalnego, nie mniej jednak musimy pamiętać, że w wielu krajach jesteśmy tyle warci i tyle możemy ile mamy gotówki przy sobie. Warto też np. zastanowić się czy chcemy jechać w pojedynkę, w parze czy też w większej grupie. Każda z tych opcji oznacza inne poczucie bezpieczeństwa,  swobodę poruszania, współodpowiedzialności za partnera, czy inny sposób bycia odbieranym na miejscu.

A teraz opowiedzcie pokrótce, o co chodziło w Waszym wolontariacie – ile trwał, jakie było Wasze zadanie na miejscu, jakie mieliście warunki bytowania i czy mieliście czas na realizowanie własnych pomysłów?

Widząc, nie widząc
Widząc, nie widząc (blurrystories.com)

Głównym powodem naszego wyjazdu był staż w organizacji International Bridges to Justice, gdzie pełniliśmy rolę fotoreporterów dla tej organizacji dokumentując jej działalność w Burundi i Rwandzie. Oznaczało to towarzyszenie tej instytucji podczas konferencji i warsztatów, ale również opisywanie konkretnych przypadków łamania praw człowieka w tych krajach. I tak mięliśmy okazje poznać np. staruszkę, która jedynie na podstawie podejrzeń zazdrosnej sąsiadki trafiła na kilka lat do więzienia lub też chłopca, który w konsekwencji starć między klanami rodzinnymi musiał dla zapewnienia spokoju w wiosce, samodzielnie przyznać się do winy. Takich historii było więcej.

Wraz z IBJ podróżowaliśmy po Burundi i Rwandzie przez niemal miesiąc w lipcu zeszłego roku. Przez cały czas byliśmy związani z pracami tej organizacji, co uniemożliwiało realizowanie innych projektów. Za to po zakończeniu cyklu szkoleń przez IBJ, mogliśmy już podróżować zupełnie bez ograniczeń i odwiedzić kilka miejsc, które jeszcze przed wyruszeniem w podróż wydały się ciekawe. Jednym z nich był m.in. Ośrodek dla Dzieci Niewidomych i Niedowidzących w Kibeho.

Ponieważ wiemy już, że Waszym zadaniem było fotografowanie, to interesujące jest, w jaki sposób się „zakwalifikowaliście”, jeśli można tak powiedzieć – nie jesteście przecież zawodowymi fotografami?

Tak to prawda, lecz IBJ nie ograniczało swojej oferty tylko do zawodowych fotoreporterów. Informację o naborze znaleźliśmy kilka miesięcy przed ostatecznym wyjazdem. Dotyczyło ono wówczas wszystkich projektów IBJ na różnych kontynentach, czyli takich krajów jak Zimbabwe, Kambodża, Indie, Rwanda, Burundi. Pamiętam, że z uwagi na zainteresowanie współczesną historią tych krajów początkowo zaznaczyliśmy właśnie Rwandę i Zimbabwe. Po paru tygodniach przyszła odpowiedź wstępnie pozytywna, z informacją o tym, że są jeszcze wolne miejsca w Burundi i właśnie Rwandzie. Następne tygodnie to już było tylko dogrywanie szczegółów na Skypie i przygotowywanie formalności.

Co możecie powiedzieć po projekcie w Rwandzie – warto było właśnie w taki sposób wyjechać? Może coś było nie po Waszej myśli? Na co trzeba uważać? Skorzystalibyście ponownie z wolontariatu?

Zdecydowanie tak. Zwłaszcza, że wróciliśmy w jednym kawałku :) Na pewno korzystne było to, że nasz wyjazd przypadł w porze suchej i w okresie względnej stabilności politycznej. Po drugie, przez większą część czasu poruszaliśmy się w towarzystwie organizacji, jej lokalnych członków i prawników, nierzadko ludzi dość znanych. Umożliwiło nam to m.in. zobaczenie na żywo dwóch koncertów znanej gwiazdy muzyki popularnej. Z czasem jednak i ta względna wygoda zaczęła nam doskwierać. Oczywiście z uwagi na charakter projektu odwiedziliśmy też biedniejsze części kraju i poznaliśmy ludzi, którzy nadal żyją w strachu o swoje życie.

Gdybyśmy mieli zrobić podsumowanie czy też bilans to niewątpliwie wypadłby on bardzo korzystnie. Myślę, że w pewnym sensie nadal wracamy do Afryki w naszych myślach. I chętnie byśmy tam znów wrócili. Choć na pewno zaskoczyły nas dosyć wysokie koszty podróżowania prze te kraje (bezgwiazdkowy hostel, w jakim spaliśmy kosztował ok. 16USD za noc). Na pewno, trzeba pamiętać o zdrowiu, czyli wszystkich niezbędnych szczepieniach, ochronie antymalarycznej i pewnej ogólnej ostrożności żywieniowej. Pomimo tego, że lubimy egzotyczną kuchnię i nie boimy się kosztować lokalnych specjałów, bardzo przydał nam się zapas konserw i turystycznego prowiantu jaki mieliśmy ze sobą. Warto tez dopilnować spraw formalnych, czyli np. promesy wizowej potrzebnej do wjazdu do Rwandy. Może to oszczędzić niepotrzebnego stresu na granicy.

Porównajcie tego typu wyjazd do wyjazdu zorganizowanego samodzielnie. Jakie są plusy i minusy poszczególnych sposobów na taką egzotyczną wyprawę? Bycie wolontariuszem na pewno w jakiś sposób ogranicza swobodę, ale być może też coś daje, o co trudno w samodzielnie zorganizowanej podróży.

Widząc, nie widząc
Widząc, nie widząc (blurrystories.com)

Z jednej strony związanie z organizacją nieco ograniczało naszą swobodę poruszania się na miejscu. Z drugiej jednak dawało pewne bezpieczeństwo i możliwość uczestniczenie w życiu poznanych w tej organizacji Burundyjczyków i Rwandyjczyków. Dzięki temu mogliśmy się zaprzyjaźnić i przyjrzeć z bliska ich życiu. Nie było to już tylko „oglądania w biegu”. Co nie mniej ważne, dzięki ich pomocy udawało nam się też wynegocjować lepsze ceny na przejazdy autobusowe między miastami czy też nocleg w hostelu. Kilka razy byliśmy na koncercie lub też przyjęciu. Być może fotograficznie nie było to wówczas aż tak owocne, jednak z punktu widzenia ogólnych doświadczeń kulturowych było to bardzo ciekawe.

Jak wspominaliśmy nieco wcześniej bardzo determinujące jest to, jak się podróżuje. Inny odbiór i swobodę poruszania ma się, gdy podróżuje się samemu (można wtedy liczyć na większą ciekawość ze strony lokalnych mieszkańców i tym samym być zaproszonym na ciepłą herbatkę do domu), a inny, gdy podróżuje się we dwójkę (większe poczucie bezpieczeństwa, mniejsze ryzyko ewentualnej napaści czy ataku, ale też większy dystans miejscowych). Samodzielna podróż wymaga na pewno większej zaradności i kreatywności. Zdecydowanie możemy ją polecić wszystkim tym, którzy szukają prawdziwej przygody!

***

W Rwandzie żyje 20 tysięcy niewidomych dzieci. Tylko 1,5 proc. spośród nich ma możliwość nauki w dwóch szkołach podstawowych. W tym kraju, jak również wielu innych tego rejonu Afryki, ślepota jest przekleństwem dla rodziny. Według tradycyjnych wierzeń jest zemstą przodków. Jeszcze do niedawna niewidome dzieci były zabijane, teraz są ukrywane przed sąsiadami i rodziną, a przez to pozbawiane perspektyw i odsuwane od normalnego biegu życia. Szkoła w Kibeho (Rwanda), której powstanie finansowało polskie MSZ, jest dla nich szansą na godne, pełne życie odbudowanie wiary we własne siły i w drugiego człowieka. W tym ośrodku prowadzonym przez polskie Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża, dzieci nie tylko zdobywają wiedzę, ale również rozwijają swoje talenty i realizują marzenia. Przygotowywane są do samodzielności i kontynuacji nauki w szkole średniej a nawet na studiach wyższych. Obecnie na Państwowym Uniwersytecie w Butare kształci się dwóch niewidomych studentów. Jest nadzieja, że za kilka lat dołączą do nich również uczniowie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niewidomych w Kibeho.

***

Michał Wojtysiak
Absolwent Wydziału Chemi Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Fotograf podróżnik. Odwiedził Chiny, Laos, Wietnam, Rwandę i Burundi. W fotografii najbardziej interesuje go dokument, reportaż, portret. Miłośnik fotografii analogowej. Najlepiej czuje się w ciemnych pomieszczeniach wypełnionych oparami chemii fotograficznej. Strony internetowe: michalwojtysiak.blogspot.com, josz.carbonmade.com.

Krzysztof Racoń
Absolwent AF w Krakowie. Fotografie łączy z zainteresowaniem kulturoznawstwem i socjologią. W poszukiwaniu przygód często stacza z utartych szlaków. Jeśli aktualnie nie jest w drodze to pewnie właśnie planuje kolejny wyjazd, gdyż najlepiej czuję się w ciasnym autobusie na końcu świata. Pasjonuje go dokument i reportaż. Strona internetowa: capture311.carbonmade.com.

 

Zobacz też więcej na Facebooku i stronie BlurryStories.


Pokaż to swoim znajomym
Skomentuj przez profil Facebooka
Avatar
Mieszka w Bielsku-Białej, jest fotografem i poniekąd podróżnikiem. Zwiedza głównie na rowerze, a zimą zamienia rower na snowboard. Odwiedził dotychczas wiele krajów europejskich ze szczególnym ulubieniem Bałkanów. W dalsze wyprawy wybrał się do Wietnamu, Laosu, Armenii, Uzbekistanu oraz Gwatemali. Założył i prowadzi od ponad dwudziestu lat stronę fotowyprawy.com. Publikuje zdjęcia i teksty w magazynach internetowych oraz drukowanych. Ma na koncie kilka wyróżnień w konkursach fotograficznych oraz kilka wystaw fotografii. A poza tym robi jeszcze milion innych rzeczy niezwiązanych z turystyką.