Zalipie – malowana wieś

Pokaż to swoim znajomym

Za górami, za lasami, gdzie zaznać można sielskiego spokoju i doznać ciekawych wrażeń wizualnych, leży mała wioska. Taki właśnie bajkowy początek przyszedł mi na myśl, kiedy usiadłam do napisania krótkiego tekstu o Zalipiu. A powody ku temu były dwa. Po pierwsze, o ile dobrze pamiętam, od jakichś czterech lat wybierałam się do tego miejsca i, mimo że nie leży na końcu świata, to jakoś zwykle nie było mi po drodze. Po drugie jest to faktycznie specyficzna miejscowość nosząca znamiona bajkowej wioski.

[singlepic id=1730 w=600 float=center template=caption]

Zalipie leży na północnych obrzeżach województwa małopolskiego, ale spośród większych miast, najbliżej mu do Tarnowa, które niegdyś było tutaj miastem wojewódzkim. Przyznam, że pierwsze wrażenie po wjeździe do wioski okazało się składową zdziwienia, lekkiego rozczarowania i dalszego oczekiwania na „coś więcej”. Chyba często jest tak, że pod wpływem tego, co przeczytaliśmy i zobaczyliśmy wcześniej w necie czy też przewodnikach i albumach, w naszej świadomości powstaje pewien obraz, który jednak niekoniecznie idealnie wpasowuje się w ten rzeczywisty. Tak też było w moim przypadku. Wyobrażałam sobie, że w Zalipiu wszystkie domy pokryte są z góry na dół kolorowymi malowidłami. To, z lekka dziecięce oczekiwanie zostało niedawno skonfrontowane z rzeczywistością. Nie, nie wszystkie chaty są malowane i, jadąc od strony Nowego Korczyna, po przekroczeniu granic wioski tylko strzałki wskazujące drogę do  tutejszego muzeum przypominają o tym, że już jesteśmy na miejscu.

[singlepic id=1733 w=400 float=left template=caption]

Na szczęście, gdy wgłębiliśmy się w temat poszukiwania malowanych chat, moje dziecięce wyobrażenia o  bajkowej kolorowej wsi znalazły swoje przełożenie w realu. Faktycznie, kiedy spaceruje się ulicami wioski co chwilę oczom ukazuje się zagroda lub gospodarstwo, w którym chociaż kawałek muru domu czy też budynku gospodarczego posiada barwne malowidło, zwykle przedstawiające motywy kwiatowe. Ku swojemu zadowoleniu znaleźliśmy także wiele budynków w pełni pokrytych „zalipiańskimi freskami”. Mnie osobiście najbardziej urzekły stare drewniane chaty wymalowane tak, jakby same w sobie stanowiły letni ogródek gospodyni. Często jednak wokół takich domów pieczołowicie uprawiane są małe ogródki z kolorowymi kwiatami, a na dodatek, złotą jesienią, wejścia do zagród ozdobione są słonecznymi dyniami. Myślę, że warto też wspomnieć o innym aspekcie botanicznym dotyczącym tego miejsca. W samej wiosce i wokół niej podziwiać można liczne rosochate wierzby, tak bardzo związane z polskim krajobrazem. W Zalipiu niemal wszystko można ozdobić kolorowymi kwiatami: studnię i dołączone do niej wiadro do czerpania wody, ule, ławki, kapliczki, a nawet pnie drzew i budę dla psa. Ciekawe wrażenie robi kwiecista ściana budynku tutejszej straży pożarnej oraz ludowe motywy fresków we wnętrzu kościoła.

[singlepic id=1722 w=400 float=right template=caption]

A kiedy i jak to się wszystko zaczęło? Zwyczaj malowania chat wywodzi się z końca XIX wieku. W podtrzymaniu tej tradycji szczególnie zasłużyła się Pani Felicja Curyłowa, zalipiańska ludowa malarka, której dzieła, jeszcze za jej życia, odwiedzane i podziwiane były przez licznych turystów. To właśnie jej zagroda stanowi dzisiejsze muzeum, gdzie możemy podziwiać interesujące i pełne ściennych kwiatów wnętrza. Chętni mogą zapisać się na specjalne zalipiańskie warsztaty rękodzielnicze, a przyjezdni zakupić pamiątki – oczywiście malowane.  Jeszcze większy wybór takich cudeniek znajdziemy w pobliskim Domu Malarek. To spory i „malowniczo” utrzymany budynek. W środku zobaczymy pokaźną galerię zdjęć, oczywiście z malowanymi domkami i wystawę poświęconą tradycji zdobienia chat. Tu też przechowywane są wzorniki z początku XX wieku autorstwa Felicji Cyrułowej oraz późniejsze, wykonywane przez jej następczynie. Każdy może zabrać ze sobą cząstkę tego miejsca. A wybór jest całkiem spory: od ceramicznych dzwoneczków, mis, wazonów, poprzez misternie zdobione szkatułki, a skończywszy na strusich jajach. Oczywistym jest, że wszystkie przedmioty pokryte są malunkami z motywem kolorowych kwiatów. Ja nabyłam tylko trzy dzwoneczki i do dziś żałuję, że nie skusiłam się na strusie jajo. W końcu największa pojedyncza komórka ubrana w tradycyjny zalipiańskim wzór to nie byle co.

[singlepic id=1728 w=400 float=left template=caption]

Zalipie posiada też swoją własną kolorową szopkę. A to za sprawą pewnego gospodarza, który postanowił wykorzystać swoje umiejętności wykonywania różnych ciekawych rzeczy z drewna. On wycina, a żona maluje. W ten sposób powstał maleńki skansenik, gdzie zobaczymy nie tylko całoroczną szopkę, ale malowany wiatrak, budę dla psa, ławkę oraz zgromadzone tu przedmioty codziennego użytku, którymi posługiwali się nasi pradziadowie. Szkoda tylko, że na miejscu nie można posmakować tradycyjnego chleba z pachnącym wiejskim masłem. Może kiedyś pan gospodarz rozszerzy działalność o nowy asortyment?

Na koniec odpowiedź na pytanie, czy warto przyjechać do Zalipia. Tak, na pewno i cieszę się, że w końcu tam dotarłam. A co tam ujrzałam, na zdjęciach zamieściłam, więc zapraszam do galerii.

 

[nggallery id=97]

 

Pokaż to swoim znajomym
Krzysztof

Mieszka w Bielsku-Białej, jest fotografem i poniekąd podróżnikiem. Zwiedza głównie na rowerze, a zimą zamienia rower na snowboard.
Odwiedził dotychczas wiele krajów europejskich ze szczególnym ulubieniem Bałkanów. W dalsze wyprawy wybrał się do Wietnamu, Laosu, Armenii, Uzbekistanu oraz Gwatemali. Założył i prowadzi od ponad dwudziestu lat stronę fotowyprawy.com. Publikuje zdjęcia i teksty w magazynach internetowych oraz drukowanych. Ma na koncie kilka wyróżnień w konkursach fotograficznych oraz kilka wystaw fotografii. A poza tym robi jeszcze milion innych rzeczy niezwiązanych z turystyką.