Siedem kolorów Afryki – o podróży po Afryce rozmawiamy z Jolantą Wroną

Pokaż to swoim znajomym

Zapraszamy do przeczytania obszernego wywiadu z osobą, która przemierzyła pół Europy, by dotrzeć do Afryki, a następnie przez kilkanaście miesięcy podróżowała wschodnią ścianą – od Egiptu aż do RPA. To, co ma do opowiedzenia i zdjęcia, które ma do pokazania nadają się na osobną książkę i album. A jednak nikt oprócz bliskich znajomych nie słyszał o jej podróży, bo nie prowadziła bloga i nie zabiegała o sponsorów medialnych czy finansowych. Pokonała tę trasę wraz ze znajomym na własną ręką i własnym kosztem, docierając do miejsc rzadko lub w ogóle nie odwiedzanych przez turystów. Dzięki temu jej opowieści mówią o autentycznej Afryce.

 

Siedem kolorów Afryki - Podróż Jolanty Wrony (fot. Ralf Nickel)

Siedem kolorów Afryki

Część I

Wywiad z Jolantą Wroną, która wraz z przyjacielem przez półtorej roku odkrywała nieturystyczne zakątki Północnej, Wschodniej i Południowej Afryki: od Egiptu do RPA

 

 

Krzysztof Grabowski: Witaj. Zwiedziłaś już wiele krajów na kilku kontynentach, a ostatnio wróciłaś z ponad półtorarocznej podróży po Afryce. Czy nazwałabyś siebie podróżnikiem? Czy może oprócz samych wypraw, do miana „podróżnika” potrzeba czegoś więcej?

Jolanta Wrona z Bielska-Białej (fot. Krzysztof Grabowski)

Jolanta Wrona: W obecnej chwili zapanowała swoista moda na odwiedzanie odległych zakątków globu. Myślę, że można „zaliczyć” wiele pięknych miejsc, odwiedzić wiele krajów świata i pozostać mentalnie „w domu”, będąc często zaledwie pilnym turystą szukającym atrakcji i tego, co niesamowite, egzotyczne i kolorowo opisane w przewodniku… O czym będzie można opowiedzieć rodzinie i przyjaciołom. Trudno wniknąć w lokalną rzeczywistość mając niewiele czasu i równoległą rzeczywistość, do której wrócimy po urlopie, i której przedłużeniem są przeważnie ośrodki hotelowe czy hostele.

Uważam, że odległość, przebyta trasa, czy ilość odwiedzonych krajów nie grają determinującej roli. Podobnie, jak wykształcenie nie daje patentu na mądrość, odwiedzenie wielu krajów nie daje automatycznie tytułu podróżnika, choć oczywiście trudno podróżować nie ruszając się z domu. Nie czuję się turystą, nie lubię świata przetworzonego infrastrukturą turystyczną, często świadomie omijam turystyczne atrakcje. Bardzo lubię zanurzyć się w lokalną rzeczywistość, poczuć się jej częścią z wszystkimi wiążącymi się z tym niedogodnościami. Oczywiście jest to bardzo trudne, gdy podróżuje się w określonych czasem granicach. Trudno wówczas spontanicznie zmieniać plany czy wręcz nic nie planować, a po prostu codziennie żyć w zastanych realiach. Dlatego wyjątkowym aspektem mojej afrykańskiej podróży, pozwalającym przeżyć ją znacznie głębiej, był fakt, że decydując się na nią zrezygnowałam z całego dotychczasowego świata i zamieniłam go w podróż bez żadnych czasowych ograniczeń. Od tego momentu moim światem była droga. Jeśli przyjąć, że podróżnik to ten, co „po drodze”, kto żyje w tym miejscu i czasie, w którym się w danej chwili znajduje, to – chyba tak, mogłabym się nazwać podróżnikiem

 

KG: W październiku 2009, po tym jak zwolniłaś się z pracy, spakowałaś plecak i wsiadłaś do miejskiego autobusu. Wysiadłaś na ostatnim przystanku tuż za granicą Bielska-Białej i tak z przyjacielem rozpoczęłaś swą podróż przez całą Europę do Północnej Afryki i dalej wschodnią ścianą aż do RPA. Jak powstają takie szalone pomysły? Co jest siłą napędową, by realizować konsekwentnie taką ideę?[singlepic id=1383 w=450 float=right template=caption]

JW: Moje życie od zawsze związane było z podróżami. Jako 4 letnie dziecko po raz pierwszy rozklekotaną starą syrenką wyruszyłam z rodzicami pod namiot do Turcji przez całą ówcześnie dostępną Polakom Europę Środkowo-Wschodnią. Podobną trasę, jako dziecko pokonałam jeszcze kilkakrotnie Fiatem 126p. Później przyszły samodzielne podróże, początkowo autostopem po Polsce, a od początku lat 90-tych również po Europie. W wolnym czasie wędrówki po górach. Moja praca zawodowa również związana była z nieustannym przemieszczaniem się. Wówczas zamiast plecaka miałam elegancką walizkę, autostop zastąpił samolot, a pola namiotowe – dobre hotele. Odwiedziłam wiele ciekawych miejsc, ale brakowało mi wolności. Chciałam ruszyć w drogę, lecz nie dlatego, by dotrzeć do jakiegoś konkretnego miejsca, ale aby być w drodze. Nie spieszyć się, zatrzymać tam, gdzie mi się spodoba, przyspieszyć w miejscu, które mi nie przypadnie do gustu. Znaleźć czas dla siebie, żyć chwilą, rozsmakować się we własnym istnieniu. Idea kiełkowała długo w moim umyśle. I nadszedł taki moment, że nie było już odwrotu. Musiałam ruszyć w drogę. Jak to było możliwe? Odpowiem banalnie: Po prostu trzeba chcieć. Chcieć tak bardzo, że wszystkie potencjalnie „rozsądne” argumenty przeciw wydadzą się nieistotne. I liczyć będzie się tylko to, że wszystko jest możliwe. Wówczas na prawdę rosną nam skrzydła. Ważne też by był przy nas ktoś, kto myśli podobnie, podzielając nasze marzenia. A potem rzeczywiście najważniejszy jest pierwszy krok.

Osobom niezdecydowanym polecam zadanie sobie prostego pytania: jeśli nie teraz, to kiedy? Będzie lepszy moment?

Gdy już nareszcie wyruszyliśmy było tak, jakbym od zawsze żyła w drodze. Jestem osobą konsekwentną z natury, ale w tym przypadku realizacja planów nie była jedynie czystą konsekwencją. Po prostu było mi nadspodziewanie dobrze żyć w podróży. Wszystko było znacznie prostsze niż w „normalnym” uporządkowanym życiu. Niekoniecznie obiektywnie łatwiejsze czy wygodniejsze, ale prostsze. Życie stało się pełniejsze, szczęśliwsze. Może dlatego, że polegało na dobrowolnym, niczym nieskrępowanym wyborze?

 

KG: Afryka nazywana jest „Czarnym Lądem”. A Ty, jakim kolorem byś ją określiła i dlaczego? A może wieloma kolorami w zależności od regionu?[singlepic id=1391 w=450 float=right template=caption]

JW: Afryka dla mnie to kraina jaskrawa, żywymi, ostrymi kolorami, w jakie stroją się i kwiaty, i kobiety. Soczysta świeżą zielenią, jaką pokrywają się delikatne gałązki akacji. Ciemnografitowa burzowymi chmurami gęstniejącymi w mgnieniu oka przed burzą. Płowo-złota wysokimi trawami na sawannie, czarno-szaro-piaskowa fantastycznymi formami pustynnymi, pomarańczowa żelazistą ziemią zostawiającą ceglaste ślady na butach i ubraniach. I wreszcie błękitna bezmiarem płyciutkich wybrzeży Oceanu Indyjskiego…

 

KG: Z wielu powodów, w których są między innymi groźne tropikalne choroby, niebezpieczne zwierzęta czy liczne konflikty w afrykańskich krajach i bieda, kontynent ten jest dla wielu osób najbardziej odległym marzeniem, a może nawet lądem, którego nie planują odwiedzić. Czy to jest słuszne? Afryki należy się bać czy nie?[singlepic id=1379 w=300 float=right template=caption]

JW: Bardzo trudno podać receptę „na Afrykę” – kontynent ogromny i różnorodny, podobnie jak trudno byłoby mówić o zagrożeniach w Europie. Inne rady dalibyśmy przecież cudzoziemcom wybierającym się do Szwajcarii, a inne np. do Albanii. A Europa jest przecież znacznie mniejsza! Poza tym strach przed zagrożeniem jest uczuciem wysoko subiektywnym. Dla jednych wyzwaniem może być już spacer w środku nocy w europejskim mieście, dla innego lot samolotem czy wystąpienie publiczne. Oczywiście wybierając się w odległe od naszej rzeczywistości kraje musimy być świadomi obiektywnych zagrożeń, na jakie możemy być narażeni. Największe jednak obawy wynikają z niewiedzy. Dobre przygotowanie do wyjazdu pozwala na eliminację strachu przed nieznanym i transformację tego uczucia w świadomość realnych zagrożeń. Np. zdobywając rzetelne informacje o krajach afrykańskich nie będziemy się obawiać, że na drodze zaatakują nas lwy czy słonie, podobnie jak w Polsce nikt nie obawia się spotkania z wilkami czy niedźwiedziami. Zorientujemy się również, że większym niż nam się wydaje problemem jest bieda i przypisywane białym ludziom potencjalne bogactwo, a co za tym idzie – pokusa, by nas o coś poprosić czy coś nam ukraść. Zdarzyło mi się np. usłyszeć: „you look money” tylko dlatego, że miałam podniszczone lecz solidne buty na nogach!

Wiele zależy również od sposobu podróżowania, miejsc w jakich się zatrzymujemy, w których jemy. Inaczej też wygląda świat w miastach, inaczej na prowincji. Inaczej przygotowujemy się na wyjazd na 2 tygodnie, a inaczej na rok. Inaczej jadąc do ośrodka turystycznego, inaczej podróżując samodzielnie. Najlepszym źródłem informacji zawsze byli i będą inni podróżujący. Sytuacja zmienia się bowiem dynamicznie. Gdy wyruszaliśmy w podróż w 2009 roku nikt nie obawiał się przejazdu przez Syrię (wspominam ją, jako jeden z przyjemniejszych krajów podróży) czy też Egipt. W obiegowej opinii Sudan był uważany za niebezpieczny, spotkani jednak podróżujący rozwiewali nasze obawy i Sudan okazał się również jednym z najmilej wspominanych przeze mnie krajów.[singlepic id=1401 w=450 float=left template=caption]

Tropikalne choroby nie powinny być demonizowane, ale należy wiedzieć, co w danym rejonie może nam zagrażać, na co być przygotowanym i czego się spodziewać oraz jak zareagować w przypadku zachorowania. Bardzo ważna jest znajomość własnego organizmu, jego ewentualnych słabych punktów i reakcji. Dobrze jest zdać sobie sprawę z niższego poziomu higieny i zastanowić się, czy jesteśmy w stanie go zaakceptować. Życie w Afryce toczy się bliżej natury bez właściwych Europejczykom sentymentów. Będziemy więc świadkami publicznego uboju zwierząt, kury albo koty będą siedzieć pod stołami w jadłodajniach, a muchy krążyć nad talerzami. Duże wyzwanie stanowi również transport publiczny, czasami przybierający formę odkrytych ciężarówek, na których podróżujemy „na pace”, na szczycie cudzego i naszego bagażu. Lokalne autobusy są zawsze przeładowane do stopnia, który trudno sobie wyobrazić. Pewnych rzeczy nie unikniemy. Świadomość podejmowanego ryzyka jest wówczas niezbędna. Nie powinniśmy się jednak martwić na zapas. I najlepiej postępować zgodnie ze zdrowym rozsądkiem zdając sobie sprawę, że przyjechaliśmy do Afryki, by być w Afryce takiej, jaka ona jest, w przeciwnym przypadku – po co ruszaliśmy się z domu?

 

KG: Czy osoby, które podróżują w sposób zorganizowany (np. z biurami podróży) wiele tracą? Czy ta prawdziwa Afryka – poza utartymi ścieżkami i miejscami turystycznymi, jaką widziałaś, bardzo się różni od tej z przemysłu turystycznego?[singlepic id=1395 w=450 float=left template=caption]

JW: Nigdy w życiu (nie licząc odległych czasów szkolnych) nie podróżowałam w sposób zorganizowany. Nie wyobrażam sobie w chwili obecnej siebie w podróży zorganizowanej, choć nie wykluczam, że komuś może to bardziej odpowiadać. Nie lubię utartych ścieżek, sztywno określonych zasad i planu charakterystycznego dla podróży zorganizowanej. Lubię sama odkrywać ciekawe miejsca, planować trasę, zdobywać informacje. Komfortem jest dla mnie możliwość dokonywania nieustannych modyfikacji trasy i zmian. Nigdy nie korzystałam z pomocy biur podróży, trudno mi się zatem wiarygodnie wypowiadać. Potrafię sobie jednak wyobrazić, że ktoś może sobie cenić komfort przyjazdu w przyjazne, „oswojone” miejsce, uzyskania konkretnych informacji na temat tego miejsca, dobrego jedzenia, sprawnego przemieszczania się, wygód… Mi nie odpowiada, gdy ktoś inny podaje mi obraz rzeczywistości skrojonej zgodnie z czyimiś wyobrażeniami, pod gust klienta. Zdecydowanie wybieram samodzielne, własne odkrywanie świata. Mam wówczas – może złudne – poczucie, że zobaczę więcej lub mniej, ale po swojemu.

Podróżując na własną rękę nie unikniemy początkowo wielu błędów, lecz stopniowo nabierzemy więcej wprawy i będziemy mieć satysfakcję, że sami sobie wybraliśmy odpowiadające nam warunki. Wydaje mi się również, że podróżując samodzielnie, jeśli tylko nie obawiamy się nieznanego, mamy znacznie większe szanse na poznanie miejsc, które są bardziej autentyczne. Niekoniecznie bardziej fotogeniczne, bardziej „typowe”, ale prawdziwe i znalezione przez niewielu.

Byliśmy świadkami opowieści ludzi wracających z zorganizowanych wypraw do Kenii czy Tanzanii, których opowiadane historie wywoływały nieraz nasze zakłopotanie. Zastanawialiśmy się wówczas czy aby na pewno byliśmy w tych samych krajach i czy w ogóle zadali sobie oni trud zdobycia jakichkolwiek innych informacji niż te, które dostępne były w kolorowych folderach, czy spotkali choć jedną osobę, która nie należała do biznesu turystycznego, czy zobaczyli choć malutką cząstkę kraju, w jakim żyją jego mieszkańcy czy też byli jedynie w hollywoodzkim wydaniu Afryki, do której dostęp mają jedynie biali turyści oraz afrykański personel.

Oczywiście wybór sposobu podróżowania zależy także od celu, w jakim jedziemy, naszego „głodu poznawczego”, otwartości na zmiany i wyzwania, odporności na niewygody. Jeśli interesuje nas jedynie odpoczynek i liźnięcie egzotyki prawdopodobnie będziemy zadowoleni z usług biura podróży.

Fotografie: Jolanta Wrona i Ralf Nickel

Zapraszamy na drugą część wywiadu >>

 

[nggallery id=85 template=caption]

 

Pokaż to swoim znajomym

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *