Inspirujemy do aktywnego spędzania czasu poza domem na własną rękę lub z wartymi polecenia organizatorami.

Góry Sowie: Po szlaku dla każdego

Góry Sowie: Po szlaku dla każdego
Pokaż to swoim znajomym

Publikujemy pełny tekst wycieczki rowerowej po Górach Sowich, jaki ukazał się w magazynie Rowertour w kwietniu 2010. Chociaż trasę można przejechać w jeden dzień, to sugerujemy pozostać w Srebrnej Górze na cały weekend lub dłużej, bo tereny są atrakcyjne i niemałe.

Góry Sowie na rowerze
W sąsiedztwie Srebrnej Góry, wśród połaci pól, odnajdziemy idealne dla rowerzysty szutrowe drogi (fot. Krzysztof Grabowski)

Srebrnej Góry, chociaż nie ma statusu miasta,wsią nazywać nie będziemy. Kiedyś było to miasto. Po czasach świetności pozostały tu dwa kościoły – katolicki i protestancki, kamieniczki o małomiasteczkowym charakterze ciągną się wzdłuż wznoszącej się stromo w górę ulicy, a nad miejscowością góruje twierdza. Jest to jedyna twierdza górska w Polsce i największa w Europie, większa nawet od bardziej znanej w Kłodzku. Została wybudowana w XVIII wieku przez ówczesnego króla Prus, Fryderyka Wielkiego, który osobiście nadzorował pracę. Do twierdzy można się dostać rowerem, co też zrobiliśmy, ale wymaga to trochę wysiłku z uwagi na usytuowanie warowni na wzgórzu ponad miasteczkiem. Nasze zabezpieczone jednoślady pozostawiliśmy na czas zwiedzania (około 45minut) pod kasą biletową na dziedzińcu. Ubrany w pruski strój przewodnik oprowadził nas po wnętrzach, opowiedział o historii tego miejsca, a nawet zaprezentował huk wystrzału z broni palnej. Zbierając siły na dalszą wycieczkę, podziwialiśmy panoramę okolic i kilka odległych pasm górskich, między innymi Góry Bystrzyckie, Orlickie, Bardzkie czy Stołowe ze swym najwyższym szczytem – Szczelińcem Wielkim.

Dodać warto, że atrakcji w twierdzy będzie jeszcze więcej. Niedawno Fortecznemu Parkowi Kulturalnemu „Srebrna Góra” przyznano dotację kilku milionów złotych z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Dolnośląskiego na lata 2007-2013. Pieniądze wspomogą remont donżonu (wieży obronnej), czyli głównego i najważniejszego fragmentu budowli. Prace będą związane między innymi z dostosowaniem pomieszczeń do funkcji muzealno-ekspozycyjnych. Tym samym będzie to kolejny krok w kierunku utworzenia w całym kompleksie nowoczesnego centrum turystycznego, niewątpliwie unikatowego i wartego zwiedzenia.

Góry Sowie na rowerze
Jedna z napotkanych na szlaku starych sztolni (fot. Grażyna Pastuszka)

 

Wielka Sowa z kiełbaską

Gdy jesteśmy krótko w danym miejscu, chcemy zwykle zobaczyć wszystko to, co „naj”. W naszym wypadku pierwszym „naj” był najwyższy szczyt Gór Sowich – Wielka Sowa (1015 metrów n.p.m.). Ponieważ Srebrna Góra, w której nocowaliśmy, leży na skraju gór, mieliśmy przed sobą sporo kilometrów. Wykorzystaliśmy znakowane szlaki rowerowe. Kierując się czarnymi oznaczeniami, popedałowaliśmy wzdłuż granicy lasu do Jodłownika. Następnie zahaczyliśmy o skraj Bielawy, gdzie szlak skręcał w lewo i skierował nas na Przełęcz Jugowską (805 metrów n.p.m.). Czekał nas dość długi podjazd, ale z nielicznymi tylko trudniejszymi odcinkami. Poniżej przełęczy działa schronisko PTTK „Zygmuntówka”. Żeby się tam dostać, musielibyśmy jednak stracić kilkadziesiąt metrów z naszej ciężko zdobytej wysokości, zjeżdżając dość stromo w dół czerwonym lub zielonym szlakiem. Potem, niestety, trzeba na przełęcz wrócić. Gdy mamy nieco więcej czasu, warto jednak się tu zatrzymać, bowiem schronisko jest przedwojenne, zbudowane w stylu tyrolskim, urokliwe i zacisznie położone. Nie ma w nim wielkich wygód, ale jest „to coś”, czyli klimat, którego innym brakuje. Gdy wie się, jaki los spotkał ponad stuletnie schronisko pod Babią Górą na Markowych Szczawinach, które zostało rozebrane i nawet nie przeniesiono go, by mogło stać na przykład w Zawoi, jako zabytek i pamiątka, tym bardziej warto „Zygmuntówkę” odwiedzić.

Góry Sowie na rowerze
Korzystając ze szlaków pieszych, rowerzysta może napotkać na małe przeszkody (fot. Krzysztof Grabowski)

Z Przełęczy Jugowskiej wjechaliśmy już w ścieżki typowo górskie i w pierwszej kolejności zdobyliśmy kolejną przełęcz – Kozie Siodło (885 metrów n.p.m.). Jest ona zaledwie o kilkadziesiąt metrów wyższa niż Jugowska, więc nie przysporzyła nam trudności, tym bardziej, że jadąc czarnym, rowerowym szlakiem ominęliśmy szczyt Kozia Równia (930 metrów n.p.m.). Stąd pozostał nam już tylko odcinek bezpośrednio prowadzący do celu. Niezbyt forsownym, lecz dość kamienistym podjazdem wjechaliśmy na szczyt Wielkiej Sowy. Stoi tu wyniosła wieża widokowa przypominająca latarnię morską. Została wybudowana na początku zeszłego stulecia na miejscu wcześniejszej konstrukcji drewnianej. Z jej szczytu można podziwiać imponującą panoramę, rozglądając się na cztery strony świata. Przede wszystkim dostrzec można schronisko na szczycie Śnieżki w Karkonoszach, pasmo Gór Stołowych, Ślężę, masyw Śnieżnika, a przy dobrej pogodzie podobno widać nawet Wrocław. Wewnątrz wieży jest bufet w formie ciasnego kiosku. Można tu kupić na przykład surową kiełbaskę i osobiście przysmażyć ją na palącym się na rozległej polanie ognisku. Nie ma się przy tym czego wstydzić, z uwagi na dostępność i popularność tego szczytu, jest tu zwykle sporo turystów, choć niekoniecznie rowerzystów.

Góry Sowie na rowerze
Nieco zmęczeni zdobywaniem Wielkiej Sowy, podążamy płaskimi jak stół okolicznymi ścieżkami rowerowymi (fot. Krzysztof Grabowski)

Po odpoczynku ruszamy dalej, wybierając dogodny dla nas zjazd. A jest w czym wybierać, gdyż z Wielkiej Sowy prowadzi mnóstwo ścieżek w dowolną stronę – mapa w tym miejscu jest wyjątkowo kolorowa od zaznaczonych szlaków. My postanowiliśmy pojechać czerwonym szlakiem rowerowym (nie czerwonym pieszym, bo ten zbiega w dół zbyt stromo). Jest to szeroka i nieco kamienista ścieżka. Jednak każdy, chociaż trochę wprawiony rowerzysta, znajdzie sposób, by omijać wystające kamienie i nabierając niemałej prędkości, sunąć bezpiecznie w kierunku dolin. Im niżej zjeżdżaliśmy, tym kamieni wydawało się jakby coraz więcej, a w dodatku były luźno rozrzucone.Mimo to, ścieżka przez cały czas pozostawała szeroka oraz niezbyt stroma. Na widocznym rozwidleniu skręciliśmy na drogę prowadzącą do schroniska „Sowa”. Tu można ponownie zrobić krótką przerwę, ale nie jest to konieczne, bo przecież licząc od szczytu nikt jeszcze nie zdążył się zmęczyć. My pedałowaliśmy dalej w ślad za niebieskimi znakami, do przełęczy Kozie Siodło, a następnie zgodnie z czarnym oznaczeniem do Sokolca. Tym razem było odwrotnie niż wcześniej – im niżej, tym droga stawała się coraz bardziej przyjazna pod względem nawierzchni, aż do asfaltowej włącznie. Mogliśmy rozwinąć na niej spore prędkości. A gdyby ktoś chciał zmodyfikować wycieczkę, to jedna z wielu takich możliwości na całej trasie zaczyna się na wspomnianej przełęczy Kozie Siodło. Można stąd pojechać pieszym szlakiem zielonym. Według mapy biegnie on dość łagodnie w dół, mijając po drodze punkt widokowy oraz Lisie Skały. Następnie trawersując zbocze góry, schodzi do drogi między Sokolcem a Jugowem, czyli dokładnie tam, gdzie dostaną się wszyscy ci, którzy wybiorą pierwszy opisany wariant. Stąd drogami przez Jugów dość szybko dostaniemy się do Przygórza.

Aby nie przyzwyczajać się zbytnio do asfaltu, ponownie odbiliśmy na ścieżkę, po której wiedzie czarny szlak, prowadzący do Woliborza. Przed nami znów szosa i już prawie zamknięcie pętli w Srebrnej Górze. Gdyby komuś było mało, może nie wjeżdżać na drogę, lecz  kontynuować jazdę ścieżką leśną. Oj, kusiła nas ta ścieżka. Mieliśmy jednak „w nogach” kilkadziesiąt kilometrów i zdobyty szczyt o wysokości tysiąc metrów nad poziomem morza.

 

Zębatka i wiadukty

Góry Sowie na rowerze
Wieża widokowa na szczycie Wielkiej Sowy przypomina latarnię morską (fot. Krzysztof Grabowski)

Zbliżając się do Srebrnej Góry, jeszcze tego samego dnia (chociaż proponuję przeznaczyć na to osobną wycieczkę), poszukaliśmy kolejnej
atrakcji typu „naj” – wiaduktów pozostałych po zębatej Kolei Sowiogórskiej. Najbardziej imponujące są dwa wysokie, ceglane mosty – Srebrnogórski (27 metrów) i Żdanowski (24 metry), które trzeba odnaleźć w lesie – podobne do rzymskich akweduktów. Stanowią elementy całego odcinka kolejowego, którego plany i pierwsze prace datuje się na rok 1899! Na odcinku między Woliborzem a Srebrną Górą kolejka wykorzystywała zębatkę, aby pokonać górskie ukształtowanie terenu – przez Przełęcz Srebrną (586 metrów n.p.m.). Odcinek zębaty liczył ponad sześć kilometrów długości, a nachylenie przekraczało sześć procent. Dla rowerzysty nie jest to może dramatycznie strome nachylenie, ale dla kolei z dawnych lat taki podjazd to spore osiągnięcie. Z dwóch odcinków tego typu kolei, powstałej na początku XX wieku w Sudetach, do dziś działa jedynie Kolej Izerska. Sowiogórski fragment zębaty został zamknięty w latach trzydziestych, a przez następne dziesięciolecia, aż do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zamykano i rozbierano torowisko na kolejnych odcinkach.

Gdy pozostajemy w Srebrnej Górze na dłużej, warto pobuszować nieco dalej, a raczej…nieco głębiej. Niestety, bez roweru, ponieważ liczne ciekawostki kryją się tu również pod ziemią. Całe Góry Sowie „podziurawione” są bowiem ponad setką sztolni. Na te dzikie można się natknąć przypadkiem, gdy pedałujemy po szlakach bądź penetrujemy okoliczne lasy. Od średniowiecza na tych terenach funkcjonowało górnictwo kruszców, w tym tych z zwartością srebra i złota. Stąd pochodzi nazwa tej malowniczej miejscowości oraz inne oznaczenia geograficzne w okolicy, jak chociażby Srebrna Woda czy Złoty Potok.

Jednak najbardziej elektryzującą podziemną atrakcją okolic Srebrnej Góry jest Kompleks Riese z tajemniczymi korytarzami, pochodzącymi z czasów II wojny światowej. Zwiedzać można trzy spośród siedmiu tuneli. Poszczególne części noszą nazwy pochodzące od miejsc ich usytuowania. Udostępnione do zwiedzania są: Osówka, Rzeczka i Włodarz, a pozostałe to: Soboń, Sokolec-Gontowa, Jugowice i Książ. Do dziś nie jest znane przeznaczenie tych podziemnych budowli. Określa się je mianem jednej z największych tajemnic III Rzeszy. Jedna z hipotez mówi o fabrykach nowoczesnych rakiet, inna o miejscu pracy nad niekonwencjonalną bronią.

Góry Sowie mają długość zaledwie 26 kilometrów, a w najszerszym miejscu – 13 kilometrów. To niewielki obszar, lecz tym bardziej atrakcyjny – nie musimy pokonywać wielkich odległości, by cieszyć wzrok widokami, korzystać z panującego tu spokoju czy odkrywać tajemnice przeszłości. Do weekendowej turystyki rowerowej to miejsce wręcz wymarzone.

 

Więcej zdjęć z wycieczki:

 

W PIGUŁCE

Trasa: Srebrna Góra > Jemna > Jodłownik > Nowa Bielawa > Przełęcz Jugowska (schronisko „Zygmuntówka” i powrót) > Kozie Siodło > Wielka Sowa > Schronisko „Sowa” > Kozie Siodło > Sokolec > Jugów > Przygórze > Wolibórz > Srebrna Góra
Długość: 60 km
Czas: aby się nie śpieszyć i cieszyć widokami, warto przeznaczyć na wycieczkę cały dzień (7-9 godzin)
Najwyższy punkt: Wielka Sowa 1015 m n.p.m.
Dla kogo: raczej nie dla początkujących rowerzystów, trasa dość długa ze stosunkowo wysokim szczytem do zdobycia, wymaga wytrzymałości, jednak jest wiele możliwości jej modyfikacji i skrócenia

 

Opublikowane w: Rowertour 4/2010

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Grabowski

 

Pokaż to swoim znajomym
Skomentuj przez profil Facebooka