Oto propozycja trasy na kilka godzin po krańcach Beskidu Żywieckiego. Trasa nie jest bardzo trudna, chociażby z powodu niedługiego dystansu (30km), ale należy pamiętać, że Beskid Żywiecki ogólnie jest trudnym obszarem. Nawierzchnia zwykle nie jest zbyt przyjemna, kamienista, a podjazdy bywają strome. Ale jeśli by pokonać tę trasę w odwrotnym kierunku, to poza jednym trudnym miejscem (z Przełęczy Klekociny na Kolisty Groń), całość chyba pozostawi wrażenie trasy o ciut łatwiejszej. Kiedyś, by przejechać tę pętlę należało mieć paszport i zmieścić się w odpowiednich godzinach otwarcia turystycznych przejść granicznych, bowiem niewielki fragment pokonujemy po stronie słowackiej. Dziś wystarczy dowód na wszelki wypadek i można mknąć do woli.
W sumie pokonaliśmy ponad 1000 metrów podjazdu licząc w pionie, całkowity czas podjeżdżania wyniósł ponad 2 godziny, a łączna ilość kilometrów z nachyleniem pod górę to ponad 12. Tyle statystyk. Zobaczymy jak się jedzie i co słychać na trasie.
Startujemy w Przyborowie, dokąd dojechać można z Żywca przez Jeleśnię. Jedziemy chwile drogą w kierunku Koszarawy, ale szybko skręcamy w prawo wzdłuż Głuchego Potoku. Tu zaczyna się pierwszy trudny kondycyjnie odcinek, bo chociaż asfaltowy to pierońsko stromy. Jak widać na wykresie nasza prędkość spada w kulminacyjnych miejscach nawet poniżej 5km/h. Przecinamy czarny szlak i wyraźną ścieżką osiągamy bazę namiotową Głuchaczki na grzbiecie granicznym. Za przełęczą o tej samej nazwie odbijamy na żółty szlak (biegną też rowerowe) na stronę słowacką. Tam po chwili mamy asfalt – najpierw w dół, potem w górę i jesteśmy na drugiej przełęczy – Jałowieckiej, czyli ponownie na granicy państw. Stąd na piechotę na Małą Babią jest zaledwie półtorej godziny. My jednak jedziemy w inną stronę – w kierunku Mędralowej. Kto chce może szczyt zaliczyć. Wówczas wzniesie się na jeszcze wyższy punkt trasy, niż zakłada ta pętla. Mędralowa ma 1169m npm, a Kolisty Groń, do którego de facto zmierzamy, niższy jest o ok. 50 metrów. Zawsze to coś :- ) W okolicy Kolistego Gronia szlak omija sam szczyt, ale my się na niego wdrapujemy (nie jest to żadna trudność). Nasz ślad GPS pokazuje tu, że wpakowaliśmy się w maliny. Na niektórych mapach jest bowiem ścieżka za szczytem schodząca do przełęczy Klekociny. W rzeczywistości tej ścieżki nie ma albo jest dużo dalej niż mieliśmy ochotę sprawdzać. Dlatego zarządziliśmy odwrót i standardowo po zielonym szlaku znaleźliśmy się przy „słynnej” Zygmuntówce. Niestety jest to baza turystyczna, a nie typowe schronisko. Wiele znaków po drodze wskazuje na to miejsce zupełnie niepotrzebnie i mylnie dla turystów. Zajechaliśmy tu z nadzieją na obiadek i piwko, bo okolice są piękne, a my mieliśmy za sobą już większość trasy. Ale nic z tego. Właściciel nie mógł nam nic zaoferować oprócz kawy czy herbaty. Posiłki trzeba rezerwować telefonicznie. Kto o tym wie? Na półżartobliwe stwierdzenie, że opiszemy tą dziwną sytuacje w internecie, Pan właściciel zmienił dość miłe dotychczas nastawienie. Użył kilku nieciekawych epitetów pod naszym adresem i kazał opuścić swój prywatny teren. Cóż, baza jest tylko chyba do spania i to dla zorganizowanych grup. Tak więc o „suchym pysku” pomknęliśmy w dół do Koszarawy Bystrej. Ta Zygmuntówka nie będzie nam miło tkwić w pamięci. Niepotrzebnie zabiera nazwę obiektu o walorach zupełnie przeciwnych, czyli fantastycznej Zygmuntówce w Górach Sowich.
Kończymy pętlę doświadczywszy specyficznego folkloru żywieckiego – mianowicie siadamy w Jeleśni na posiłek w nowo otwartej knajpie Teksas. Wybieramy coś z karty dań, a niezwykle sympatyczna pani podaje nam swój telefon byśmy samodzielnie zamówili wybrane dania, które nam tu dowiozą w ciągu 20-30 minut. Ciekawy sposób, nie ma co :- ) Oczekiwanie umila nam rozmowa z panią oraz z golkiperem lokalnej drużyny, bowiem za 50 minut ma się zacząć mecz piłkarski tutejszych jedenastek w ramach Bóg wie której ligi. Bramkarz popija piweczko mówiąc, że za dużo nie można, bo sędzia wyrzuca z boiska. Chwali się swoimi umiejętnościami, zaprasza nas na mecz, ale nie potrafi powiedzieć do końca z jaką drużyną dziś grają.. Żywiecki Park Krajobrazowy i jego mieszkańcy potrafią zauroczyć i zaskoczyć : ) Folklor to piękna sprawa..